Nasza 10-osobowa grupa, wspierana przez bagażowego Marcina, jako przedstawiciela krakowskiego oddziału, rusza czerwonym szlakiem w kierunku Wielkiego Rogacza i Radziejowej. Warunki są zimowe, około 10 cm śniegu, ale szlak jest przetarty. Początkowo góry są zamglone, lecz w okolicach Wielkiego Rogacza, gdy wychodzimy na otwartą przestrzeń, widok, jaki przed nami się odsłania wywołuje okrzyki zachwytu.
W górze cudnie świeci słońce, w dole jak okiem sięgnąć rozpościera się morze chmur. Z niego wyłaniają się Tatry ze szczytami Łomnicy i Lodowego. Z boku dostrzegamy masyw Babiej Góry z czapą śniegu. Otoczenie wokół nas w zimowej szacie: otulone śniegiem drzewa i kryształki szronu pod nogami. Bajka! Dla takich wrażeń warto się zmęczyć.
Mozolnie podchodzimy pod szczyt Radziejowej – najwyższego wzniesienia Beskidu Sądeckiego. Patrząc z drewnianej wieży widokowej mamy wrażenie, jakbyśmy w tym południowym zakątku naszego kraju przebywali na jednej z wysp w bezmiarze oceanu.
Po odpoczynku robi się chłodniej, więc łyk wina na rozgrzewkę i ruszamy dalej.
Dzień jest krótki. Spomiędzy drzew patrzymy jeszcze na Tatry przy zachodzącym słońcu. O zmierzchu docieramy do ciepłego schroniska na Przehybie. Michał z Asią, objuczeni instrumentami muzycznymi przychodzą już po zmroku, przecierając zielony szlak.
Po zakwaterowaniu i ciepłym posiłku rozsiadamy się wygodnie na jadalni przy winie i łakociach. Jesteśmy największą, zorganizowaną grupą w schronisku, więc wspierani przez dwie gitary i skrzypce zachowujemy się najgłośniej, ale kulturalnie. Gospodarze schroniska są wyrozumiali dla turystów w ten andrzejkowy wieczór i nie zabraniają głośnych śpiewów, które przeciągają się do północy.
Rankiem następnego dnia grupa Adama, Ani i Marcina wyrusza wcześniej ze schroniska. Schodzą niebieskim szlakiem, by około południa dotrzeć do Szczawnicy. My chcemy pozostać w górach trochę dłużej, dlatego wybieramy trasę przez Dzwonkówkę. Zanim opuścimy schronisko, Asia z Michałem oczarowują jeszcze turystów piosenką „Jarzębina”.
Na Przehybie jest dość ciepło w promieniach słońca, ale gdy na wysokości około 1000 m schodzimy w warstwę chmur,od razu robi się chłodniej. Na przełęczy Przysłop mgła wyraźnie ogranicza widoczność, lecz za to pięknie prezentują się drzewa, przystrojone w śnieżną biel.
Przystajemy na chwilę w gościnnej Bacówce Pod Bereśnikiem. Naszą uwagę zwraca dobrze odżywiony kot, który zachęca do skorzystania z bufetu. Od gospodarza bacówki dowiadujemy się, że w okolicach Rogacza można spotkać misia. Są tu jenoty, a w lutym pojawiają się wilki. Tutejsze lasy są ostoją głuszca, ale ptaków jest tu mało.
Czas powrotu w doliny budzi refleksję, że góry nas zmieniają. Tu jesteśmy bardziej otwarci, tu łatwiej o przyjazne gesty i słowa i to jest jeden z powodów, dla którego lubimy tu wracać.
Gosia