Słoneczko,delikatny mróz. Góra Żar powoli wyłania się
z zasłony mgieł. Wyruszamy z Międzybrodzia Bialskiego czerwonym szlakiem. Stromy początek drogi jest mocno oblodzony. Nawet w Beskidzie Małym raczki na buty się przydały. Dalej jest już wydeptany śnieżny trakt. Młodsi wyrywają się do przodu, niczym charty spuszczone ze smyczy. Wszak mają ferie, więc należy im się trochę wolności. Starsi dostojnie człapią z tyłu. Po dwóch godzinach docieramy na Czupel. Dawno tam nie byłam, więc zauważam, że szczyt jest mniej zalesiony, co korzystnie wpływa na jego atrakcyjność widokową. Przejrzystość powietrza nie jest najlepsza, bo nawet Beskid Mały wydaje się być jakby otulony tiulem, ale patrząc na południową stronę, dobrze widać rozległą panoramę Beskidu Śląskiego i Żywieckiego, ze Skrzycznem, Pilskiem i Babią oraz Tatry. Dostrzegamy nawet masyw Rozsudźca w Małej Fatrze.
Między Czuplem a Magurką spotykamy licznych narciarzy biegowych, biegaczy górskich, a nawet rowerzystów. Na Magurce pławimy się w słońcu, dostarczając ciału cennej witaminy D, a duszy wytchnienie.
Po odpoczynku i zapewnieniu organizmowi nowej porcji energii ruszamy w drogę powrotną. Mamy niedosyt gór
i słońca, więc jeszcze pod szczytem Magurki toczymy bitwę na śnieżki, szczególnie, że można wyładować w niej wszystkie negatywne emocje, albo zwyczajnie głośno się pośmiać.
Schodzimy żółtym szlakiem, który jest mniej uczęszczany. W wyższych partiach jest ponad pół metra śniegu, więc chciałoby się brnąć w świeżym puchu. Tymczasem śnieg jest twardy, lekko zmrożony, więc zejście nas trochę zmęczyło. Nic to, bo wędrowanie w dobrym towarzystwie może być tylko przyjemne.
M.D.