Pragnienia były ogromne, aby wybrać się w słowackie Tatry Zachodnie, ale nic na siłę. Deszcz i mgła mogą skutecznie pozbawić piękna i majestatu nawet najwyższe góry, dlatego zamieniliśmy tatrzańskie percie na górzystą łagodność, czyli Góry Opawskie. Ta Perła Ziemi Opolskiej, jak niektórzy o nich mawiają, przyjęła obecną nazwę dopiero tuż po II wojnie światowej. Powierzchniowo i wysokościowo niewielki zakątek górski zaskakuje różnorodnością krajobrazową. Znajdziemy tu zarówno pejzaż podobny do tego, jaki spotkamy w Beskidach, jak i scenerię żywcem wyjętą z Dolinek Podkrakowskich, a także krótki fragment drogi typu „via ferrata”. Nawet wieża widokowa na Biskupiej Kopie może skojarzyć się z latarnią morską.
W niedzielę 27 września 2015 r., po nieco ponad dwóch godzinach jazdy z Oświęcimia, przybywamy do Pokrzywnej. Nasza siedmioosobowa grupa wyrusza na szlak, ogarnięta ciekawością nieznanych sobie gór. Widać już ślady jesieni: pożółkłe, wysokie trawy, sporo suchych liści, czerwień jarzębin. Przemierzamy fragment głównego szlaku sudeckiego, pokryty głównie lasem liściastym. Czasami spomiędzy drzew wyłaniają się masywy najbliższych wzniesień. Szlaki są znakomicie oznakowane, ale zajęci rozmową musimy na nie uważać, ponieważ znajduje się tu również wiele nieoznakowanych ścieżek.
Na Zamkowej Górze bezskutecznie poszukujemy śladów warownego zamku. Przystajemy na czas posiłku na Srebrnej Kopie i dalej idziemy wzdłuż granicy państwa, aż do Krzyża Pojednania, na którym umieszczono piękne zdanie Jana Pawła II: „W górach zawsze byliśmy wolni”.
Dopiero na Kopie Biskupiej (890 m n.p.m.) dostrzegamy, jak licznie odwiedzany jest ten zakątek przez polskich i czeskich turystów. Otoczenie szczytu rozczarowuje. Jednak, gdy wykupimy bilet wstępu na wieżę widokową z 1898 roku, nazwaną imieniem cesarza Austrii Franciszka Józefa, zachwycimy się rozległą, dookolną panoramą na obszar po obu stronach granicy.
Niedaleko szczytu, schronisko z rozstawionymi wokół drewnianymi rzeźbami wabi nas możliwością wypicia kawy. Rozgrzani ogniem w kominku i pyszną zupą cebulową (grochówki zwanej Różą Wiatrów nie próbowaliśmy), schodzimy w kierunku Cichej Doliny. W tym miejscu szczególnie widać, że las świerkowy w Górach Opawskich umiera, zaatakowany przez kornika drukarza. Z tego powodu prowadzi się duże wyręby, zastępując świerk lasem mieszanym.
Chociaż większość drogi za nami, to emocje przed nami. Z Cichej Doliny kierujemy się w stronę Gwarkowej Perci. Tutaj krajobraz zmienia swój charakter. Pojawiają się kruche skały, zbudowane z łupków krystalicznych oraz strome fragmenty ścieżki. Szlak prowadzi kilkunastometrową drabinką, która dla sprawnych i pozbawionych lęku wysokości staje się źródłem zabawy.
Z lekka zaniepokojeni dążymy do Piekiełka. Nie taki diabeł straszny, jak go malują, bo miejsce tak nazwane, to dawny kamieniołom łupków, a obecnie tworzą je malownicze skałki. Szereg następnych form skalnych, tzw. skały Karliki, sterczące ze stromego zbocza, towarzyszą naszej dalszej wędrówce.
Przecinamy drogę, aby wejść na garb po jej drugiej stronie. Tu ścieżka ma również swój urok. W otoczeniu rzadko w Polsce spotykanego kwaśnego lasu dębowego, w którym rosną także sosny, brzozy i jarzębiny, spotykamy tu i ówdzie skałki w przeróżnych kolorach, czasem malowniczo okryte mchem.
Docieramy do Żabiego Oczka – jeziorka, pokrytego rzęsą w cudnym odcieniu zieleni, położonego w dawnym wyrobisku skalnym, stanowiącym magiczne otoczenie jeziorka.
W zapadającym powoli zmierzchu, w szeleście liści pod stopami toczą się rozmowy, utrwalają się przyjaźnie. Czujemy zmęczenie, bo wprawdzie przewyższenia były niewielkie, ale kilometrów zrobiliśmy niemało, jednak nikt nie ma wątpliwości, że był to dzień wytchnienia. W górach szukamy piękniejszej strony naszej egzystencji. Tu wystarczy wyczulić wszystkie zmysły, odetchnąć pełną piersią, by OD-POCZĄĆ to znaczy począć na nowo (C.K.Norwid). Więc znów spotkajmy się w górach.
M.D.