Z powodu zamknięcia szlaku na odcinku Hrebienok – Zamkovskiego Chata (zerwany most nad potokiem) zmuszeni byliśmy odwołać wycieczkę na Czerwoną Ławkę. Chcąc jednak wykorzystać okno pogodowe zapowiadane na sobotę, postanowiliśmy pojechać na Orlą Perć Tatr Zachodnich – Rohacze. Noc z piątku na sobotę była bardzo krótka, gdyż wyjazd z Oświęcimia nastąpił o godzinie 4-tej. Z parkingu Rohače-Spalena wyruszamy o 6:50. Nasza grupa liczy cztery osoby: Witek, Daniel oraz po raz pierwszy z nami Marysia i Janek. Początkowy odcinek, 3,5 km drogą asfaltową, pokonujemy zafascynowani ukazującymi się naszym oczom widokami szczytów gór i grani, z którymi za parę godzin się zmierzymy… jest pięknie . Po dotarciu do Tatliakovej Chaty odbijamy w lewo i zaczynamy nabierać wysokości zdecydowanie szybciej niż do tej pory. Mijamy Przełęcz Zabrat, Rakoń i około 9:30 meldujemy się na Wołowcu. Tutaj robimy sobie dłuższą przerwę i po uzupełnieniu kalorii ruszamy w kierunku głównego celu naszej wycieczki.
Na Rohaczu Ostrym meldujemy się około 10:40, gdzie robimy zdjęcie z banerkiem naszego Koła i ruszamy dalej. Warunki są wyśmienite, skała sucha, więc wybieramy drogę ściśle granią, nie korzystamy ze ścieżek omijających najfajniejsze miejsca (oczywiście tam gdzie jest to możliwe i prowadzi tam stary szlak). Droga pokonywana w ten sposób dostarcza nam tyle frajdy, że po zejściu z Rohacza Płaczliwego na Smutną Przełęcz jednogłośnie postanawiamy, że idziemy dalej granią do Przełęczy Banikowskiej pomimo, że jest to wariant dłuższy o ponad 2 godziny i mamy do pokonania prawie 500 m dodatkowych podejść. Był to strzał w dziesiątkę. Dalsza droga przez Trzy Kopy i Hrubą Kopę obfituje w odcinki zapierające dech w piersiach, które pozostaną w pamięci moich towarzyszy na długie lata… taką mam nadzieję . W takiej scenerii, zmęczeni ale szczęśliwi docieramy na Banikov (16:35), skąd schodzimy na przełęcz i rozpoczynamy zejście w stronę parkingu. Po drodze idziemy zobaczyć Rohacki Wodospad, który po ostatnich opadach deszczu wygląda jeszcze bardziej okazale. Przy samochodzie jesteśmy około 20-tej.
Witek
W sobotę 21 lipca, wcześnie rano, ruszyliśmy z kopyta by zdobyć słynnego konia. Koń Rohacki wcale nie był taki straszny jak się wydawało (chyba jest przereklamowany ), ale to tylko jedna z atrakcji naszej wyprawy. W czteroosobowym składzie, wybraliśmy się na grań Rohaczy w Tatrach Zachodnich. W ciągu jednego dnia przemierzyliśmy około 20 km, pokonaliśmy 1822 m podejść, zdobyliśmy 6 szczytów o wysokości ponad 2000 m n.p.m. Był to Wołowiec (2064), Rohacz Ostry (2088), Rohacz Płaczliwy (2125), Trzy Kopy (2136), Hruba Kopa (2166) i najwyższy Banikov (2178). Zajęło nam to trochę ponad 13 godzin. Mogliśmy zobaczyć z jednej strony Pilsko, Babią Górę, a z drugiej Tatry Wysokie. Telefonowaliśmy siedząc nad przepaścią , słuchaliśmy sokoła, opalaliśmy się (niektórzy nawet się wysmażyli ). Na szczęście nie było śladu po ostatnich ulewach, więc obeszło się bez nauki latania… a było gdzie polecieć. Na zboczach Banikova udało się nam spotkać dwie kozice. Jak tu nie lubić Tatr Zachodnich? Trzeba korzystać z okna pogodowego. Dziękuję za zaproszenie i do zobaczenia na szlaku.
Marysia