Druga już w tym roku wizyta Koła PTT Oświęcim na Leskowcu rozciągnęła się na dwa dni pierwszego weekendu września. Chociaż ten zakątek w Beskidzie Małym jest nam bliski geograficznie, to jednak dla części uczestników wycieczki okazał się nowym górskim odkryciem.
Pierwsza grupka rozpoczęła wędrówkę już w sobotę około południa, przemierzając trasę z Rzyk Jagódek przez Rzyki Praciaki, Czarny Groń, Potrójną i Łamaną Skałę, docierając do Rozstajów Anuli, aby stamtąd obniżyć się znacznie w celu poszukania ciekawostki Beskidu Małego jaką jest Grota Komonieckiego. Jaskinia ta, wzmiankowana po raz pierwszy w Dziejopisie Żywieckim z 1704 roku, opracowanym przez wójta żywieckiego Andrzeja Komonieckiego, zawdzięcza swoją nazwę i spopularyzowanie dla turystyki wadowickiemu działaczowi PTTK Aleksemu Siemionowowi. W czasie II wojny światowej w tej jaskini znajdowali schronienie partyzanci, natomiast mieszkańcy pobliskiego Targoszowa ukrywali tutaj swoje konie, aby uchronić żywy inwentarz przed wojskowymi rekwizycjami.
Od Groty Komonieckiego ulokowanej w pobliżu potoku Dusica nasza pierwsza grupka dotarła w końcu na dalszy fragment Małego Szlaku Beskidzkiego, aby dojść na szczyt Leskowca.
Tymczasem po południu z Rzyk Jagódek czarnym, najkrótszym szlakiem docierały również na Leskowiec kolejne grupki uczestników, albowiem zaplanowaliśmy na jego szczycie spotkanie przy ognisku. Początkowo wiatr znacznie utrudniał nam jego rozpalenie. Dopiero gdy wspólnie utworzyliśmy przeciwwietrzną zasłonę, mogliśmy zacząć powoli ogrzewać się przy jego cieple. Kiedy solidna watra rozgorzała już na dobre przystąpiliśmy do przygotowania ogniskowych rarytasów i ich spożycia, podziwiając najpierw zachodzące słońce, a potem czyste, rozgwieżdżone niebo. Melodie piosenek turystycznych, trzaskające w ogniu drewniane szczapy, świetlne ogniki, światła Andrychowa w dole i gwar rozmów sprawiały, że niechętnie musieliśmy opuścić szczyt Leskowca, jedni, aby wrócić do domów, natomiast większość grupy, aby udać się na nocleg do schroniska.
W niedzielny poranek niespiesznie mobilizowaliśmy się do wymarszu. Zaplanowana na ten dzień pętla obejmowała zejście żółtym szlakiem do Targoszowa, następnie podejście zielonym w kierunku Smrekowicy, odbicie na nieznakowane ścieżki do Groty Komonieckiego, a na koniec powrót na główny grzbiet pasma Łamanej Skały i Leskowca. Cała, około 5-godzinna pętla pokazała, że nasz Beskid, chociaż mały, wcale nie oznacza łatwy. Szczególnie dało się to odczuć w czasie poszukiwań Jaskini Komonieckiego, kiedy przekonaliśmy się, jak strome bywają tu zbocza górskie. W czasie zejścia mocno pracowały stawy kolanowe, zaś przy podejściu na grzbiet sapaliśmy jak kowalskie miechy.
Zobaczyliśmy nie tyko grotę, ale również mniejszą jaskinię – kolebę oraz największy w Beskidzie Małym (choć niewielki) wodospad Dusiołek – urokliwy i mroczny, acz nie tak groźny jak zmora z wiersza Bolesława Leśmiana. Aby zamknąć pętlę dotarliśmy następnie do czerwonego szlaku, wędrując pofałdowanym terenem wśród pojawiających się od czasu do czasu ostańców i wychodni skalnych.
Z myślą o ciepłej strawie pognaliśmy z powrotem do schroniska. Posiłek napełnił nową porcją energii, chociaż nie usunął całkowicie zmęczenia. Powroty nie zawsze są łatwe, ale tym razem czekało nas już tylko krótkie, acz dość strome zejście na parking w Rzykach. Do zobaczenia na szlaku.
M.D.