Orla Perć jest to najdłuższy, graniowy szlak turystyczny w Tatrach Wysokich. Poprowadzony między przełęczami Zawrat (2159m n.p.m.) i Krzyżne (2112 m n.p.m.), przez wielu uważany za najtrudniejszy i najniebezpieczniejszy w Tatrach. Dla niejednego wędrowca była to ostatnia podróż w życiu. Jego przejście to marzenie każdego „tatromaniaka”. Ukoronowanie wszystkich wcześniejszych górskich wyzwań, a jednocześnie początek przygody z via ferratami, gdyż po pokonaniu Orlej Perci będziemy pragnęli spróbować czegoś trudniejszego… bo apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Losy naszej wycieczki ważyły się do ostatniej chwili. Większość prognoz pogody zapowiadała opady deszczu i burze. Jedna jednak, publikowana przez meteoblue.com, była dość optymistyczna. Niekorzystne zjawiska miały wystąpić dopiero około godziny 17, więc zaczynając wcześniej była szansa, że zdążymy. Decyzja zapadła – jedziemy. Z Oświęcimia wyruszamy o 3:30 (Bogdan, Jacek i Witek), po drodze w Jabłonce zabieramy jeszcze Marysię i Janka. Razem tylko 5 śmiałków, pragnących przeżyć w tę niedzielę coś niezwykłego, większość z nas chcących zmierzyć się z tym szlakiem kolejny raz, bo przyciąga jak magnes lub, jak w przypadku Janka, stawić mu czoła po raz pierwszy.
Samochód zostawiamy na parkingu przy końcu ulicy Karłowicza. Spoglądam na zegarek…dochodzi godz. 6:00. Ruszamy z „buta”, nie korzystamy z możliwości podjechania busem w kierunku Kuźnic, gdzie wchodzimy na niebieski szlak, by przez Boczań dojść do Doliny Gąsienicowej. Schronisko mijamy z lewej strony, gdyż pierwszy odpoczynek planujemy zrobić nad Czarnym Stawem Gąsienicowym. Docieramy tam około godz. 8:00. Oprócz nas jest tylko parę osób. Cisza, spokój, szczyty gór na wyciągnięcie ręki… jest pięknie. Po uzupełnieniu kalorii i płynów ruszamy dalej. Obchodzimy Czarny Staw i rozpoczynamy żmudne podejście na przełęcz Zawrat (2159 m). Muszę przyznać, że daje ono w kość, co jakiś czas trzeba się zatrzymać, by ustabilizować oddech. Cel osiągamy około 9:20, nadrabiamy w stosunku do czasu mapowego półtorej godziny, jest nieźle. Pogoda nam dopisuje, co jakiś czas słońce wychodzi zza chmur, nie jest ani gorąco, ani zimno czyli idealnie do przemierzania Orlej Perci. Rozpoczynamy główny etap naszej wyprawy…
Po kilkunastu minutach zdobywamy Mały Kozi Wierch (2228 m n.p.m.). Kto ma lęk wysokości już tutaj może mieć problemy. Ze szczytu schodzimy po łańcuchach na Zmarzłą Przełączkę Wyżnią i dalej w dół Żlebem Honoratka. Następnie północną stroną grani docieramy do Zmarzłej Przełęczy (2126 m). Tutaj próbujemy przestawić charakterystycznego skalnego chłopka, niestety nasze starania kończą się niepowodzeniem. Idziemy dalej. Mijają kolejne minuty i stajemy nad najsłynniejszą metalową drabinką w Tatrach. Rzecz niesłychana, nie ma kolejki do zejścia!!! Bez pośpiechu schodzimy na wąską Kozią Przełęcz (2137 m). Kawałek obniżamy się w kierunku Doliny Pustej, by po chwili odbić w lewo i przy pomocy łańcuchów oraz klamer nabierać z powrotem wysokości. Po kilkudziesięciu minutach osiągamy Kozie Czuby, szczyt o trzech wierzchołkach (od zachodu na wschód kolejno: 2239 m, 2256 m, 2263 m). Chwila wytchnienia i znowu w dół stromym kominkiem ubezpieczonym łańcuchami opuszczamy się na Kozią Przełęcz Wyżnią (2240 m), by przystąpić do ataku szczytowego na Kozi Wierch (2291 m n.p.m.). Na najwyższym szczycie znajdującym się w całości na terenie Polski meldujemy się około 11:20. Nadal utrzymujemy dobre tempo. Turystów jak na lekarstwo, oprócz naszej piątki tylko dwie inne osoby, można w spokoju nacieszyć się widokami, odpocząć, coś zjeść i napić się. Ze szczytu widać koniec Orlej Perci – Krzyżne… wydaje się tak dalekie, a my odczuwamy już pomału zmęczenie. Nie ma na co czekać, powiedziało się „a”, to trzeba powiedzieć „b”, ruszamy dalej.
Najpierw idziemy po stronie Doliny Pięciu Stawów, by znów przedostać się na stronę Doliny Gąsienicowej. Żlebem Kulczyńskiego dochodzimy do miejsca, w którym zaczyna się czarny szlak, a nasz czerwony skręca w prawo, doprowadzając do 20-metrowej wysokości kominka pod Czarnym Mniszkiem, dobrze ubezpieczonego łańcuchami i klamrami…można go pokonać bez używania tych ułatwień co też z Jackiem czynimy. Dalej droga prowadzi łatwą percią na Zadni Granat (2240 m). Pomiędzy Pośrednim Granatem (2234 m) a Skrajnym Granatem (2225 m) znajduje się sławna szczelina, nad którą musimy przeskoczyć, w rzeczywistości wystarczy duuuży krok. Na najniższym z Granatów jesteśmy około 12:45, robimy krótki odpoczynek… Krzyżne coraz bliżej. Nie możemy się jednak dekoncentrować , pomimo zmęczenia musimy być czujni do końca i uważać na każdym kroku, bo miejsca z dużą ekspozycją nadal nam towarzyszą. Szlak prowadzi nas stromo w dół kierując się w stronę Doliny Pańszczycy, gdzie systemami łańcuchów przemieszczamy się wzdłuż Orlej Baszty (2175 m). Docieramy do dużej trawiastej przełączki zwanej Pościelą Jasińskiego. Droga prowadzi teraz zboczem Wielkiej Buczynowej Turni (2182 m) i doprowadza do ostatniego, „ołańcuchowanego”, stromego podejścia, którym wydostajemy się ponownie na grań. Przez chwilę idziemy granią Małej Buczynowej Turni (2172 m), by następnie długim trawersem, prowadzącym w dół osiągnąć Krzyżne (2112 m) – koniec Orlej Perci. Spoglądam na zegarek… 14:15. Udało się nam przejść całość!!! Bez deszczu i burz, bez tłoku na szlaku. Bycie tam wysoko w górach dostarcza tylu przeżyć i wrażeń, że chce się tam wracać tak często, jak tylko to jest możliwe.
Witek