Już sam skład wycieczki był nietypowy – część z nas (w tej liczbie i piszący te słowa) związana jest z Krakowem. Jednak niemal wszyscy Oświęcim mamy wdrukowany w życie. Jedni się tu urodzili, drudzy przejściowo mieszkali, a młodzież stamtąd po prostu pochodzi.
Zaczęło się “podejściem za darmo”, czyli wjazdem samochodami na około 600 m npm. Wiadomo było, że musimy wspiąć się szlakiem na około 1150 m npm. Początkowo podziwialiśmy liściasty mix późnej jesieni z wczesną wiosną. Jednak w miarę wznoszenia oglądaliśmy wpierw nieśmiałe łatki, potem większe spłachetki (zwłaszcza na zacienionych stokach o nachyleniu północnym), aż wreszcie stałą pokrywę śniegu od 1000 m npm wzwyż.
Szukaliśmy źródełka św. Kingi, zapoznaliśmy się z tablicami upamiętniającymi Żołnierzy Wyklętych (albo inaczej Niezłomnych), aby następnie osiągnąć szlak czerwony (grzbietowy) i zawitać na kęs ciepłej strawy do schroniska Przehyba. Za oknem dominowała już całkiem zimowa sceneria i byliśmy temu radzi, bo skoro zima nie przyszła do nas – to przynajmniej odwiedziliśmy ją w jej górskim mateczniku.
A co jeszcze robiliśmy po drodze? Odbyło się kilka bitew na śnieżki, zupełnie niewinnie i nieszkodliwie można było poobrzucać się błotem – bo w miarę naszego schodzenia ku Obidzy w pewnym momencie skończyły się “rezerwy surowcowe” (śniegu) i znowu osiągnęliśmy jesienio-wiosnę.
Trudno opisać wszystkie rozmowy i humorystyczne zachowania większości z nas – ale na pewno nie był to czas dla kogokolwiek stracony. Na koniec Adam swoim wehikułem zabrał pozostałych kierowców z powrotem na 600 m npm, aby mogli oni zasiąść za sterami i przyjechać pod kościół w Obidzy (gdzie nastąpiło zbiorowe pożegnanie).
Do zobaczenia na szlaku!
Doktorek