Po dodaniu anonsu o zaćmieniu tydzień temu zamieniłem się w czekanie. W przeddzień zaćmienia wykonałem kilka „mobilizujących” telefonów i wreszcie po kolejnym dniu oczekiwania, po piątkowym popołudniu spędzonym częściowo w pracy a częściowo w domu ruszyłem do Niepołomic.
Minąłem pętlę 20-tki w Małym Płaszowie, potem kilka podkrakowskich wsi i dotarłem do Kopca Grunwaldzkiego. Tam znakomita ekipa z Młodzieżowego Obserwatorium Astronomicznego (MOA) postanowiła zorganizować imprezę plenerową z okazji astronomicznego wydarzenia jakim było najdłuższe obserwowane w tym wieku zaćmienie naszego naturalnego satelity.
Na miejscu był prąd (w dosłownym sensie) i kilka dużych teleskopów, rzędu 25cm. Ludzie w niebieskich koszulkach MOA służyli radą i pomocą. Było też nagłośnienie z fachowym – acz przystępnym – komentarzem astronoma (Janusza Nicewicza, na zmianę z innymi). W miarę zbliżania się do zaćmienia ludzi przybywało, szacuję że w szczytowym okresie całkowitego zaćmienia na terenie przyległym do Kopca było ich około 300.
Spektaklu dostarczył nie tylko Księżyc ale i planety: Wenus, Jowisz i wschodzący pod Księżycem, będący w opozycji Mars. Zwłaszcza Mars wyglądał imponująco – znajdował się „zaledwie” 50 mln km od nas – a więc 120-150 razy dalej niż Księżyc. Można było śledzić amatorów astronomów w akcji, choć akurat ekipa z MOA była jak najbardziej profesjonalna i kompetentna.
Ja skupiłem się na akcji dokonywanej przez mojego przyjaciela Witka który z zapałem dźwigał teleskop a następnie robił zdjęcia poklatkowe zaćmionego „bloody Moon’a”. Widać było, że cień Ziemi w którym zanurzony był Księżyc nie jest całkiem równej jasności. Księżyc był ciemniejszy niż przy poprzednim zaćmieniu 3 lata temu. Kojarzono to z faktem pożarów w Grecji i Szwecji i słabszą w związku z nimi przejrzystością ziemskiej atmosfery.
Około 23 faza całkowita miała się ku końcowi, acz ludzi jeszcze było sporo. Urzekała panorama Krakowa widziana z Kopca Grunwaldzkiego, i opowieści astronomów z MOA dotyczące różnych aspektów interakcji astronomii z ludzką działalnością (jak np. tworzenie parków ciemnego nieba – takie mamy w Bieszczadach i w Górach Izerskich). Leniwie płynął czas a ja miałem wrażenie stop-klatki którą przeżyłem w miłym towarzystwie Wojtka i Beaty z Towarzystwa Karpackiego.
W drodze powrotnej odebrałem miły telefon od naszej nieocenionej Marylki która poinformowała mnie że „od Niej też było widać”. Pozostało już tylko dojechać do domu i będąc naładowanym dobrymi emocjami ułożyć się do snu.
Do zobaczenia na następnym!
Doktorek
(fotografie zaćmienia nad Beskidem Myślenickim: Michał Myśliwiec)