Początek jak zwykle. Wstawanie jeszcze (jak to jesienią) głęboką nocą, szybkie śniadanie i pakowanie się do samochodu. Po drodze walka z sennością, wietrzenie gdy ogarniało zniewalające ciepełko.
Wreszcie – stacja Oświęcim. Podjeżdżamy z Anią pod OCK, tam już Adam, Gosia z Jackiem i synami, Beata, Kasia i Bożenka. Słowem – stara, sprawdzona gwardia – bez nich wszystkich Koło Oświęcim pozostawałoby wydmuszką.
Słysząc gwar rozmów na sąsiednich siedzeniach jest mi już raźniej, przed nami jedzie Jacek. Adam z przyczyn rodzinnych został w domu życząc nam wcześniej spokojnej podróży i udanej wycieczki.
Dojechaliśmy przy brzasku do Niedzicy, jesienne kolory wołały z każdego drzewa i krzewu, fotografujemy na pierwszym podejściu tarninę a po drodze także dorodne okazy muchomorów.
Pokonujemy spokojnie podejście na Żar, błądzimy kilka razy na czerwonym szlaku do prześlicznie położonego Dursztyna – ktoś najwyraźniej pokpił sprawę (czyli zaniedbał) znakowania ścieżki. Emocjonujące zejście z Żaru, potem trasa ku Łapszom Wyżnym gdzie jak fatamorgana majaczy nam knajpa a znajdujemy jedynie (ale i tak dobrze jak na sobotę wieczór) sklepik w pobliżu kościoła.
Zostaje do przebycia ostatnie, ale za to największe podejście. Nogi utrudzone, więc już tak nie niosą jak na początku – ale w końcu dochodzimy, podziwiając piękny zachód słońca oraz panoramę Tatr z Pawlikowskiego Wierchu.
W przysiółku Pawliki – czyli na miejscu planowanego noclegu – czeka na nas już gospodyni i prowadzi do pokojów. Jeszcze szybka kąpiel i można zacząć zajęcia wieczorne czyli wręczanie legitymacji, gawędę i śpiew przy dźwiękach dzielnie wyniesionej przez Jacka gitary. Kantatom nie było końca, i tak położyliśmy sie spać około 23 czasu letniego…
… a wstaliśmy już w zimowym! Przyjemnie jest mieć ranek o godzinę dłuższy, jednak kosztem długości dnia po południu. Schodzimy do Kacwina, po drodze zachwycając się październikowym lasem i zapachem grzybów. Ania zbiera z drogi kolonię dorodnych rydzów i przezornie konsultuje znalezisko z miejscową zbieraczką.
Wreszcie dochodzimy do samochodu Jacka, robimy wahadło z Niedzicy i po chwili wszyscy już siedzą na swoich miejscach, pokrzepieni popołudniowym posiłkiem. Jedziemy przez zatłoczoną, jak to w niedzielę wieczorem, Zakopiankę (obrany przez Jacka wariant przez Ludźmierz pozwolił mu zaoszczędzić 15 minut), potem Jordanów, Maków, Suchą, Wadowice i Zator. Niektórzy myślą o tym, żeby zdążyć na głosowanie do Krakowa i wskutek tego nie zagrzewają miejsca po drodze.
Ogółem, przeszliśmy w 2dni 32km i 1200m różnicy podejść, co uczy by nawet najmniejszej górki nie lekceważyć bo może stanąć dęba albo poprowadzić zwodniczym szlakiem. Pogoda udana, myślimy sobie że to może śp. Czesław wyprosił aby nie rozpadało się w niedzielę rano ale dopiero wieczorem.
Do zobaczenia na szlaku!
PTT Oświęcim (w osobie Doktorka)