Sobota, 13 czerwca 2015 r. – kolejna wycieczka Koła PTT w Oświęcimiu, tym razem już w Tatry, na odwiedzenie których wszyscy czekaliśmy z utęsknieniem. Wybór padł na Sławkowski Szczyt, 2452 m n.p.m. Pobudka dość wcześnie rano, ale udało się wszystkich zmobilizować i z drobnymi wyjątkami wszyscy stawili się o czasie tj. 4:00. Po dłuższym oczekiwaniu na koleżankę, którą zawiódł budzik, wyruszamy. Droga mija szybko (czasami może trochę za szybko) i z niewielkim opóźnieniem jesteśmy w Starym Smokowcu pod kolejką na Hrebienok, skąd rozpoczynamy naszą wędrówkę. Cel wycieczki od razu staje nam przed oczami, więc każdy wie, co go czeka. Są wśród nas również tacy, dla których jest to pierwsza wizyta w Tatrach, a zatem ostra przeprawa na początek.
Całą naszą dziesięcioosobową grupą ruszamy na szlak. Nawigacyjnie droga banalna, bo tam i z powrotem cały czas szlakiem niebieskim. Już od początku widać, że trzeba będzie mobilizacji, aby grupę utrzymać w miarę razem, bo indywidualne tempo każdego z nas znacznie się różni. Najważniejsze, że wszyscy pozytywnie nastawieni i każdy czerpie radość z marszu i wspólnych dyskusji po drodze. Na początek do magistrali ok. 1h, gdzie mamy pierwszy postój (dla niektórych śniadaniowy) i gdzie znów zbieramy całą grupę. Stąd już tylko pół godziny i dochodzimy na Sławkowski Grzebień, skąd po raz pierwszy ukazuje się piękny widok
od Łomnicy aż po Baranie Rogi oraz na Pośrednią Grań. Następne kilka minut przez kosodrzewinę i kolejny punkt widokowy. Widok podobny jak poprzednio, ale nieco z innej perspektywy. Widać już Mały Lodowy Szczyt, a zza Łomnicy wychyla się Kieżmarski Szczyt. Pogoda cały czas jak „dzwon”, a my permanentnie wystawieni do słońca, więc poranne smarowanie kremem z filtrem okazuje się przydatne. Wspaniałe widoki umożliwiają również ponowne skompletowanie grupy. Oczywiście z pewnymi wyjątkami, bo co bardziej „narwani” nie wytrzymują i w ramach treningu gnają tam i z powrotem na najbliższe wzniesienie, jak wówczas błędnie sądzą – Królewski Nos (ten w rzeczywistości jest trochę wyżej). Reszta grupy rusza w miarę spokojnym tempem, ale okazuje się, że trudy drogi i spiekota dnia nie pozwalają wszystkim na kontynuowanie wędrówki w górę. Zatem, pozostając w ciągłym kontakcie, dzielimy się na grupki idące własnym tempem. Ci, którzy oceniają swoje siły na niewystarczające, decydują się na dłuższy odpoczynek, powrót lub zmianę trasy. Spotkamy się wszyscy ponownie na koniec dnia przy kościele w Starym Smokowcu.
Na szczyt docieramy w siedmioosobowej grupie w niewielkich odstępach czasowych.
Ze szczytu rozciąga się przepiękna panorama Tatr Wysokich, a ponieważ pogoda dopisuje, to można się delektować tym widokiem godzinami. Zapraszam do galerii, bo słowa tego nie opiszą. Oczywiście na szczycie robimy również kilka fotek, dokumentujących, że tam dotarliśmy.
Powrót już znacznie szybszy – mimo obaw niektórych z nas. A właśnie, co do czasu, to nie było tak źle. Uśredniając czas dojścia na szczyt wszystkich grup, to w górę było ok. 6h, następnie odpoczynek na szczycie i ok. 4h w dół.
Dziękuję wszystkim za wspólne wędrowanie, a osobiście szczególnie gratuluję koleżankom, które były pierwszy raz w Tatrach Wysokich i tak dzielnie wędrowały.
Do zobaczenia na kolejnej wycieczce, być może znowu w Tatrach.
Adam