W niedzielny poranek, jeszcze przed wschodem słońca, wyruszamy na Słowację. Mała Fatra jest celem naszej pierwszej jesiennej wycieczki.
Niskie chmury przysłaniają szczyt Wielkiego Rozsutca (Veľký Rozsutec – 1609 m n.p.m). Licząc, że chmury rozwieją się w ciągu dnia, decydujemy o wyborze kierunku trasy. Idziemy najpierw niebieskim szlakiem prowadzącym do Chaty na Grúni. Po krótkim odpoczynku w schronisku, zaczynamy strome podejście na Południowy Groń (Poludňový Grúň 1460 m n.p.m), na którego szczycie, na szczęście tylko na chwilę, wchodzimy w chmury.
Po krótkiej przerwie kierujemy się w stronę Stoha (1608 m n.p.m). Niskie chmury przemieszczają się po stokach Małej Fatry, a my możemy podziwiać szczyty, które spośród tych chmur się wyłaniają. Wiejący wiatr nasila odczucie chłodu, a w rejonie szczytu Stoha oszronione trawy i gałęzie kosodrzewiny utwierdzają nas w przekonaniu, że temperatura spadła poniżej zera.
Po zejściu na przełęcz Medziholie (1185 m n.p.m) część naszej grupy decyduje się zejść prosto do samochodu. Pozostali liczą, że chmury na Wielkim Rozsutcu jednak się rozwieją. Szczęście nam sprzyja i już na podejściu odsłania się szeroki widok na liczne szczyty Małej Fatry, Wielkiej Fatry, a także Gór Choczańskich i Magury Orawskiej. W pobliżu szczytu Wielkiego Rozsutca chmury ponownie nas otulają, a drobny deszcz zmienia się w delikatny opad śniegu. Na szczycie spędzamy ponad pół godziny, licząc na przejaśnienie … i faktycznie przez krótkie chwile coś widać. Na koniec pozostaje nam jeszcze 1000 metrów zejścia ze szczytu na parking.
Chmury, deszcz i śnieg, ale także piękne widoki z przebłyskami słońca. Tym wszystkim ugościła nas Mała Fatra.
Bartek