Bakcyl wspinania rozprzestrzenia się. W naszym gronie przybywa adeptów wspinaczki skałkowej oraz ich kibiców. Celem wyjazdu w sobotę, 6 czerwca ponownie stała się Dolina Kobylańska, a ściślej masyw Szerokiej Turni, w górnej części dolinki w Grupie nad Źródełkiem. Większość spośród 11 osób miała okazję zmierzyć się z dużą wysokością ścian (do 30 m) oraz pięknymi i urozmaiconymi drogami. Dzień był upalny, ale my schowani w gęstwinie drzew nie odczuwaliśmy dyskomfortu cieplnego. Dało się to odczuć dopiero w czasie wspinaczki, będąc wysoko na nasłonecznionej skale.
Nasze wyjazdy są rodzajem zabawy we wspinanie, atrakcyjną formą kontaktu ze skałą. Bardziej ambitni, o większych możliwościach psychofizycznych pokonywali trudniejsze drogi, niektórzy z dolną asekuracją. Dla osób, które wspinały się po raz pierwszy, do zdobycia były drogi łatwiejsze. Niejednokrotnie największe emocje towarzyszyły zjazdom na linie. Dla wszystkich skałki były zarówno źródłem satysfakcji, gdy drogę udało się przejść, ale czasami także źródłem frustracji, gdy trudności nie udało się pokonać. Jak w życiu.
Największym powodzeniem wśród naszych skałkołazów cieszyły się drogi: „Przez trawki” i „Księżycowy Kominek”, po raz pierwszy pokonane przez wspinaczy z grupy znanej pod nazwą Pokutnicy. Byli to najwięksi eksploratorzy Skałek Podkrakowskich z I połowy XX wieku. Swą nazwę przejęli od określenia nadanego im przez miejscowych, którzy widząc ich każdej niedzieli, niezależnie od pogody, męczących się na skałach i podzwaniających hakami – porównywali ich do dusz pokutujących za własne grzechy. Takiej determinacji jak Pokutnicy nie mamy, ale również czerpiemy radość ze skalnego łazikowania.
M.D.