Październik to już tradycyjnie czas rajdu im. Czesława Klimczyka w naszym oświęcimskim Kole. Tym razem Czesiek zaprosił nas w Gorce. Zaplanowana trasa wydawała się raczej krótka i dość łagodna, więc łatwa i przyjemna. Jednak, jak to w październiku, deszcz pada częściej, więc i nam nie odpuścił. Na szczęście tylko w sobotnie popołudnie i wieczorem.
Wyruszyliśmy z Oświęcimia w małej 7-osobowej grupie. Dotarliśmy samochodami do Olszówki, skąd zielonym szlakiem ruszyliśmy w kierunku szlaku czerwonego, czyli głównego szlaku beskidzkiego.
Cieszyliśmy się, że prognozy pogody nie zawsze się sprawdzają, bo od rana było słonecznie. Atmosfera przednia, humory dopisywały, w takich nastrojach dotarliśmy do schroniska na Starych Wierchach. Tutaj odpoczynek, ciepły posiłek i jak się okazało praktycznie ostatni postój w słońcu. Ostatnie również tego dnia niezwykle przejrzyste widoki Tatr. W dalszej drodze na Turbacz pogoda szybko się zmieniała i praktycznie z minuty na minutę deszcz poczynał sobie coraz odważniej. Kiedy już rozpadało się na dobre, opatuleni w kurtki przeciwdeszczowe myśleliśmy tylko o tym, aby czym prędzej dotrzeć do schroniska na Turbaczu.
Nasze nadzieje, że deszcz będzie coraz słabszy, okazały się płonne, więc wyruszyliśmy w dalszą drogę w deszczu i błocie. Szlakiem żółtym, czarnym, a na koniec niebieskim dotarliśmy już po zmroku do Koliby na Łabsowej Polanie. Przyjemnie znaleźć suche i ciepłe miejsce w ciemnym i mokrym lesie. Postanowiliśmy jednak nie rezygnować z ważnego dla nas punktu programu: mimo deszczu udało się nazbierać drewna, rozpalić ognisko i upiec kiełbaski. Resztę wieczoru spędziliśmy bardzo przyjemnie biesiadując w Kolibie.
Niedzielny poranek przywitał nas pięknym wschodem słońca i wspaniałym widokiem. Trasa tego dnia nie była długa i dobrze, ponieważ piękna panorama Tatr zatrzymała nas przy schronisku na dłużej. Szlakiem niebieskim, czarnym, a następnie zielonym dotarliśmy znów do schroniska na Starych Wierchach. Niedzielne słońce zrekompensowało nam sobotnie niedogodności.
Po krótkim odpoczynku, ruszyliśmy czerwonym, a następnie zielonym szlakiem do samochodów. W ten sposób zakończyliśmy kolejny rajd i jeszcze nie wiemy, gdzie Czesiek zaprosi nas w następnym roku.
Adam