Szczęśliwi ci, którzy znali Go osobiście. Jeszcze szczęśliwsi, których On zaliczał do swych przyjaciół. Dobroć człowieka - to co dla księdza Tischnera było najważniejsze. Tej wielkiej dobroci nadał wielką wartość. W każdym człowieku szukał bliźniego, każdemu gotów był iść z pomocą. Ta wielka dobroć i otwartość brała się z Jego wielkiej maksymy: - Najpierw jestem człowiekiem, potem filozofem, a dopiero potem księdzem. |
To sprawiało, że wszyscy lgnęli
do Niego jak do ojca. Niczym Piotr Skarga
naszych czasów gromadził wokół siebie wielkie audytorium łakome słów,
które
jak balsam koiły zatroskane polskie sumienia i dodawały otuchy. Wolnym
i
godnym być - to było wielkie przesłanie księdza Tischnera. Za wszelką
cenę
chciał z ludzi wykrzesać tę iskrę Bożą, która przecież tkwi w każdym z
nas.
Trzeba tylko ją umieć dostrzec i pojąć. Nie na darmo w trudnych czasach
lat
80-tych nosił miano duchowego przywódcy narodu, gdy taka pomoc była
potrzebna
i nad wyraz cenna. Tylko On mógł jednocześnie pełnić funkcję kapelana
Solidarności
i Związku Podhalan. Zawsze trwał przy swoim, nie dbał o zaszczyty,
biskupie
fiolety, ani naukowe tytuły których przecież bez cienia wątpliwości był
godny.
Słuchali go wszyscy. Starzy i młodzi. Spotkania i wykłady, które prowadził zawsze skupiały wielkie tłumy. Każde spotkanie z księdzem Tischnerem, było jedyne i niepowtarzalne. Każde niosło coś nowego. Czy miało miejsce w Krakowskiej Kolegiacie Św. Anny, czy sali uniwersyteckiej, na Podhalu, czy gdziekolwiek indziej. Co roku też w każde sierpniowe święto Matki Boskiej Zielnej
całe Podhale
szło w góry. Szli górale starzy i młodzi. Szły dzieciska, baby, chłopy.
Jedni
pieszo, inni na wozach, traktorach, przyczepach. Szli taternicy,
turyści,
letnicy, wczasowicze. Szli pod Turbacz do drewnianej Kaplicy Papieskiej
na
mszę. Na mszę i na naukę. |
Kto wie - być może dzięki takim
jak On w wielu miejscach tego świata narodziły
się góralskie serca, które choć daleko - w górach są zawsze. Ksiądz Józef Tischner. Skromny, choć wielki człowiek. "Mędrol" - jak mówiono na Podhalu. On to zasady Platona, Sokratesa, Euklidesa i innych greckich filozofów przekładał na góralski by mądre słowo trafiło do ludu, wśród którego wyrósł i który dla niego był solą ziemi czarnej. Jego słynna "Filozofia po góralsku" w formie nieco odbiegającej od utartych zasad zrobiła więcej niż niejeden wykład na uczelni. Mądre i specyficzne podejście do spraw tego świata, trafiło wtedy do ludzi prostych, na co dzień nie obcujących z nauką. Dla wielu, myśli księdza Tischnera, które ostały się jako słowo pisane, lub też w formie nagrań do dziś działają jak lekarstwo na ból duszy, który choć niewidoczny czasami mimo wszystko daje o sobie znać. Dlatego że z tych słów bije wielka mądrość, tak ważna i niezbędna w życiu. |
Choć od dawna wiadomo było, że Ksiądz Tichner jest ciężko chory to mimo wszystko wszyscy liczyli na cud. Jego nagłe odejście sprawiło, że wielu pytało się - dlaczego? Dlaczego właśnie On i właśnie teraz, kiedy wydawało się, że nauki jeszcze nie dokończył. Że jeszcze coś miał dla nas w duszy przygotowane i czekał tylko na właściwy czas. Nieubłagany czas jednak przerwał tę mocną, choć niesamowicie cienką nić życia. |
"- Kie pudziemy s tela, to nas bedzie skoda,
Po górach w potokach płakać bedzie woda. "
- te słowa księdza Tischnera przekazane piórem Ojca Świętego, a odczytane przez Metropolitę Ks. Kard. Franciszka Macharskiego rozpoczęły dnia 2 lipca Roku Pańskiego Dwutysięcznego smutny obrządek pogrzebowy w krakowskim kościele Piotra i Pawła. |
Narodu zeszło się moc. Mimo niedzieli i jak na dzień wolny od pracy dość wczesnej pory kościół, który jest jednym z większych w Diecezji Krakowskiej pękał w szwach. Ulica Grodzka przed stojącymi figurami świętych apostołów też pełna ludzi. A że to dzień był upalny, duszny, ludziska mdleli jak muchy. Trochę z tego przedburzowego gorąca, trochę z emocji. Ksiądz Tischner był osobą znaną wszem i wobec. Wszyscy cenili go ponad zwykłą, ludzką miarę. "Erka" kursowała raz po raz. |
Po mszy zabrali go górale. Jako te dzieci osamotnione, co ojcu posługują w tej ostatniej chwili. |
I niesły go hłopy niemłode. Dość stare i siwe. Oczy mieli czerwone od łez, choć góral do płaczu nie skory. Ale to dlatego, że to On był ich, a oni Jego. Nieśli go w ciszy, choć na początku szła wojskowa kapela podhalańczyków z orlimi piórami przy zielonych kapeluszach. Zagrali tylko jedną zwrotkę. Rzekłbyś, że im trąby z żalu zamarły.
Ponieśli Go ino kawałecek - do końca Grodzkiej ulicy, pod kościółek Św. Idziego. Stamtąd powieźli na Podhale. |
- Witaj w domu - tymi słowami Księdza Metropolity rozpoczęła się ceremonia pochówku w progu domu gdzie mieszkał ksiądz Tischner.
Lud góralski przybył zewsząd.
Rzekłbyś z całego świata. Całe Podhale odświętnie
zjechało do Łopusznej, choć pogrzeb jest uroczystością smutną. Na
trumnie
Józefa Tischnera położyli góralski kapelusz. Trumnę złożono w rodzinnej
mogile. Wrócił w góry Ksiądz Jegomość, choć w zasadzie zawsze w nich był. Słucha teraz jak nieopodal pluska woda w kapryśnym Dunajcu, jak szumią nad głową wyniosłe smreki. Nadstawia ucha gdy duje tatrzański halny, wylizując ostatnie wiosenne śniegi. Góralska muzyka, muzyka którą kochał nad życie. No to graj muzyko dla księdza Józka! Graj po swojemu, najpiękniej jak tylko potrafisz. Ale jak nuty te wyrazić, skoro muzyka siedzi w duszy? Chyba, że posłużyć się słowami poety: |
Grojcie skrzypki, grojcie żwawo, niek muzycka tnie Kiej wos słuchom to z radości jaz się serce rwie
Leć muzycko, leć do Nieba i z powrotem wróć!
Kiej zawrócis z janiołami jesce w usach nuć.
* wiersz napisała Wanda Szado - Kudasikowa
początek