Pudrasowego Kuby zmartwychwstanie, albo jak się diabeł jak wesz na grzebieniu postawił. |
Pudrasów Kuba telo ino, że był
prawdziwy Pudras, bo czy był prawdziwy Pudras,
tego nie wie nikt. Pisał się Kohut, a wołali go Pudrasowym Kubą, a to
bez
to: Spotkał raz pleban Kubę, co im się dosyć rzadko trafiało, bo ta
Kuba
czego innego przódziej pilnował, jako księdza, i chciał se z Kubą co
nieco
przegwarzyć, jako to zwyczajnie dusz pasterz, żeby wiedział jakich ma
parafian.
Kuba pięknie księdza pozdrówkał, bo to był grzeczny chłop i swe pokiel
się nie napił, do rzecy. Pochwalił ksiądz Pana Boga, Kuba samo to, i
pyta
się go pleban:
- Kuba, je ktos cię też stworzył? A Kuba niewiele myślęcy: Pudras. - Cóż ty gadasz?! - mówi ksiądz � Nie wiész to że Pan Bóg ludzi stwarza? - Oj jegomość, wiécie - powiada Pudras - to béło tak: Sła moja matka niebozycka do Ludźmirza na odpust i za Gubałowskiém zastompił jej wilk. Ale scyńście, niedaleko béł krziz - hybaj matka nań. Wilk se cupi pod krzize, a matka na krzize siedzi. A juz béła wydana. Jak siedzi tak siedzi, a wilk ta tys cupi i cupi. Méśli: Déj ta przecie jak nie ślezies, to zlecis - to se ino siedź. Ja tam casu mam dość, to se haw zackam. Ale co się nie zrobiło: idzie od Słodycków Pudras, co prawie wte za leśnicego béł w zakopiańskik lasach, a flinte ma bez ramie. E! - wilkowi się casu urwało. Zabrał się - nie cekał nic. A matka niebozycka tys ta z krziza śleźli - no i do dziewieńci miesięcy ja juz béł gotowy. - No to co? - powiada ksiądz - To cię i tak Pan Bóg stworzył. - Ze dyć, jegomość, jako kcecie, kie ta béł krziz, to ta kajsi niedaleko musiał być i Pan Bóg - mówi Pudras. I Pudrasowym Kubą był ten Kuba od Kohutów do końca. Chłop to był świecny, ino że pił. A kiedy się napił nijakiego pomierkowania nie znał. Szedł raz ze swoim krewnym, Wojtkiem Kobylakiem z Cichego skądsi z dalsa, z Węgier, gdzie przy drzewie robił, bo to był sytkarz nad syćkich, i wstąpili kęsi na Orawie do karczmy. Piją, Kuba se wse przyśpiwuje, jako to on miał zwyczaj, kiedy pił: Napij się gorzołki jak mos turok jaki, jak nie mas turoka, napij sie z potoka! I gwarzą ta o tym i o owym. Od gwary do gwary powiada mu Wojtek: - To stajanko pola pod lase wysy młyna po cioce, to sucy mnie, a nie tobie. A tam Kuba zaraz od śmierci ciotki orał i siał. Zaczerwienił się Kuba od złości i powiada mu: Coz plecies? Dy to moje, bo mi ta w destamencie ciotka zapisali. - Twoje, boś se wzion, ale ta w destamencie inacy stało. |
A Wojtek ta był zawsze taki
sysoła i sysoła, ale trafił źle; bo na taką
zaprzekę Kuba, jak siedział za stołem, gruch go w łeb flaszką, a
flaszka
była kanciata, do tego pełna; uderzył w skroń i zabił. A pijany
strasznie
był; Kiedy już Wojtek leciał z ławy, jeszcze mu rąbanicą poprawił w
ciemię,
aż krew na pośród karczmy śkła z głowy. Zwalił Wojtek stół na ziem
lecący
bez ducha, a Kuba dopiero postrzóg, co nie zrobił. Jak skoczy, jak
załamie
ręce: O mój Wojtuś kohany! Cok ci tés zrobiéł! Cok tys zrobiéł! O
niescęsno
ta wódka! Niescęsno je tys!
Lamenci, a Żyd co go prawie za szynkwasem nie było, kiedy to się stało, hałas usłyszał i diabli go z komory wywiedli. Kuba, jak był pijany, jak krzyknie: Kiz by to diabli byli, ajby byli, co by się krześcijańska krew oźliwała, a pogańska nie? Łap za rąbanicę, hip do Żyda, Żyd we drzwi, ale nie zdążył; u progu go Kuba zarąbał. I jak się rozjadł: zabił Żydówkę i troje bachorów żydowskich, zrąbał cysto piéknie stoły, ławy, łóżka, powalał piece, dobrze ścian nie rozniósł. Bo Kuba był chłop niesłaby. I wywyrton się z tego popod karczmą i zamglał. Karczma była obdalno ode wsi, nie naszedł jakoś nikt i Kuba tak leżał do rania na drugi dzień. I kiedy się zbudził, dopiero widzi co sprawił. Leci naprzódzi do Wojtka, obacuje do - darmo. Wojtek nieżywy. Żyd - to samo, i Żydówka, i Żydzięta. Trupy i trupy. Nie doobacował się nikogo. Niedługo się namyślał Kuba: poszedł ku lipie, co hań stała, wyciągnął pasek z portek, założył na gardło i powiesił się. Dopieroż leci diaboł, co już od dawna na Kubę strzógł, a ledwie je rad. Bo to wiecie z takiej duse, co nic nie robiła za życia, ino piła, a biła się, a na koniec pięcioro ludzi, choć ta i Żydów w tym śtyrok, zamordowała, będzie w piekle by na trzy dni uciecha. Leci on z jednej strony, ale i janioł stróż Kuby z drugiej. A janioł Kubę rad widział, bo mu przedtem przez sto lat za jakomsi karę kazali starych bab pilnować i to mu ino śmierdziało, i cło mu się przy nich strasznie, a z Kubą miał ozrywkę. Przy tym Kuba pięknie śpiewał i janioł go rad słuchał. - Je trzysta ci w garle dziś! - biada janioł. - Je coześ ty porobił?! Teli naród wyzabijać! Ja ci tu jus heba nic nie poradze. Diaboł cie wieźnie. I stanon se z boku, nieśmiało, a diaboł widły ryktuje, czeka, tylko dusza z Kuby wylezie. A ta już widziała, że niepeć, i dzierży się ta jeszcze w grzdyce, jako może, ze strachem wielkim. No ale cóż - coraz ciaśniej, musiała wyjść, co się już na końcu języka trzymała, bo ją wypychało. Ale w te razy idzie Pan Jezus ze świętym Pietrempawłem, co właśnie wtedy świat obchodzili. I spostrzegł wisielca, i duchy przy nim, i gwarzy do świętego Pietrapawła: Cosi się hań stało, pódźme zajźreć. Janioł widzem, po boku, cosi hań źle. Pan Jezus taki wartki, jako kce, w ocymnieniu hań jus béł, a Pieterpaweł tys ta za nim kieniekie, jako zdolał doleciał. Pyta się Pan Jezus Co to? Diaboł mu się straśnie piéknie pokłonił i gwarzi: Przenajświętsy Panie - tak i tak. - No, to jego prawo, diabłowe - mówi Pan Jezus i obrócił się ku Świętemu Pietrowi, i powiada: Skoda duse. - No juźci prawda, skoda - powiada święty Pieterpaweł - ale co robić? Darmo. Ale janioł, któremu Kuby straśnie luto było, pokłonił się zaś znowu Panu Jezusowi i powiada: Panie Jezu, królu świata! Zabiéł ci Pudrasów Kuba Wojtka Kobylaka z Cichego, ale to wódka zrobiła, a wódke zrobił diaboł. A co tyk Zydów, to zabił tylko od zalu, ze się krześcijańska, w Twoje przenajświętse Imie krzcona krew oźlała, a pogańska by się nié miała oźlać?. To ino jedno drugiém wypłacić chciał. - Hm - zamyślił się Pan Jezus i patrzy na świętego Pietrapawła, bo mu wierzył. A święty jako święty, z diabłem nie będzie trzymał, ino z janiołem. Nie śmie się nic obezwać, ale ta też nie dokwaluje nic nijako. Dopiero, kiedy się go Pan Jezus spytał: Coz myślis? - powiada: Ano mam po prawdzie rzec, to i to, co ten janioł gwarzi, nie bzdura. - Hm - kiwie Pan Jezus głową, a święty Pieterpaweł, kiedy już widzi, że się Chrystus Pan namyśla, zaraz dalej: Ze wódke wrodoś diaboł zrobił, no to wiemy, Panie, Ty i ja; a ze Kuba po pijaności o Twoim przenajświętsym Imieniu myślał, to nie grzyk, ba cnota. - No to jakoz bedzie? - gwarzy Pan Jezus. - Darować mu? Nijakim świate - ludzi pomordował. A do piekła dać mi go zal, bo inacej nie jest, ino tyk Zydów pokrony mojego Imienia wybił. Ale wiem, co zrobiem. Kuba zmartwykwstanie i be jesce zył, i dam mu casu odpokutować, i jako se zasłuzy, tako mu ta na końcu wyjńdzie. I trzepnon Pan Jezus w gałąź ręką, gałąź się złamała i Kuba bełł! Na ziemię. Pasek popuścił i dusza na języku wisi, a Pan Jezus jej powiada: Duso grzesna, wracaj do ciała - i dusa zaraz śuchła do gardła, a z gardła dalej. Ale na diabła aż poty wyszły, bo już dawno kolegom obiecował, że ino patrzeć, a duszę Kuby do piekła przyniesie - a tu wstyd. Jak się siepnie! - Ej wieraześci! - powiada do świętego Pietrapawła, bo do Pana Jezusa nie śmiał. - Wieraześci! Przepytujem tys bars piéknie Wasom Niebieskom Osobe, ale ta dusa juz béła tak, jak moja, i to wiera nieładnie i diabłowi wyrządzać! Ja się haw dość koło niego uzaskakował, kimek na to przywiód, co zrobiéł. Po darmo to sie i mnie pracować nie fce. A jak mi bedom duse spoprzed nosa brać, to nieg se ig pote ten do piekła nosi, co ig biere! Ja się tu kazdemu nie dam z rozumu wywodzić! Bajto! I telo był napajedzony, ze kie cupnie kopyte, iskry skurzył. A święty Pieterpaweł jak skocy ku niemu! - A ty huncfucie, opacniaku - krzycy - to ci Pon Jezus za kazdego, Co? To ty nie wiés, ometłuku jeden, że wola tego, co świat Jego! A naucys się ty moresu, ty psiakudo, ty bulko wody, ty pół nicego! I trzask go w pysk! I byłby go jeszcze nie tak wyonacył, bo się gwałtowliwie ozeźlił, a naremny je, ale Pan Jezus się ani obejrzał, tylko dalej szedł, tak i święty Pieterpaweł musiał rad nierad za nim iść. Tylko się jeszcze za się oglądał, a co się oglądnął, to diabłu pięść pokaził. Zostali nad Kubą janioł z diabłem. - No, toś przegrał prawo - pada janioł - Bajtoć - mówi diabeł. - Nie béła nigda za psa baranina, ino psina. On ta i tak bedzie mój. Ale ze mie tys ten Pieterpaweł wycion w pysk! O dwiesta lat nie odpuchnie! - Dobrze ci tak! - pada janioł. - Nie stawioj się jak wes na grzebieniu, kieś nie chłop na to. Parobski wiater diabeł zrobił i do piekła do Lucypera na skargę się poniósł, a janioł Pudrasowego Kubę skrzesił i Kuba żył pono jeszcze siedmnaście lat kajsi we świecie, bo już do domu nie szedł, boby go ta byli wójcia i przysiężni wypucowali, i pokutował strasznie, i pono kanysi w klasztorze umarł, i dowutnie do nieba poszedł. |