"Co ci powiem, to ci powiem...", czyli prawdziwa historia Janosika

     Janosik rabował bogate kobiety, by oddawać biednym dziewczynom. Czasem na odwrót. Powiesili go za zabicie księdza. Zanim zawisnął, wszystko, co wcześniej zagrabił, albo stracił, albo przepił, albo mu ukradli kompani.
     Janosika nie trzeba było torturować. Sypał jak z nut. Obwiniał siebie i kompanów, nawet swojego byłego harnasia. Przyznał się do 11 napadów. Trochę plątał się przy kilku kolejnych zarzutach, ale w końcu tak się zapomniał, że wyszło na to, czego chciał prokurator. Po kilku godzinach procesu przed sądem w Liptowskim Świętym Mikulaszu zapadł jedyny możliwy wyrok. Janosik jako herszt bandy miał zawisnąć na haku.
     Jak przystało na zbójnickiego hetmana - za poślednie ziobro. Jego mistrz i poprzedni herszt, niejaki Uhorczik vel Marcin Mrowieć, miał być łamany kołem, zaś Jano Krutnica, trzeci z liderów grupy, ścięty. Do egzekucji doszło 17 marca 1713 roku. Jego Cesarska Mość Karol VI mógł ułaskawić oprychów, ale tego nie zrobił. Wyrok wykonano nazajutrz.
     0 czym myślał dzielny harnaś przed kaźnią? Zapewne o dziewuchach. Jego zamiłowanie do wiejskich panien to jedyna wspólna cecha, jaka łączy go z filmowym Janosikiem. Wszystko inne twórcy filmu z roku 1973 -scenarzysta Tadeusz Kwiatkowski i reżyser Jerzy Passendorfer - wymyślili.
     Zupełnie inaczej widzą Janosika Agnieszka Holland i Katarzyna Adamik. Scenariusz realizowanej przez nie "Prawdziwej historii Janosika" ma pokazać harnasia jako postać złożoną i głęboką, a jego dramat jako tragedię epoki.

 
     Od ponad 150 lat górale uprawiali zbójnicki proceder i inaczej niż ludzie nizin postrzegali zbójnicki tryb życia. W połowie XIX wieku poeta epoki romantyzmu Bogusz Zygmunt Stęczyński pisał o zbójnikach jako bohaterach ludowych. O samym Janosiku zaś: "Karcił on dumnych i uporczywych, wspomagał biednych i nieszczęśliwych. A osobliwie żaki, sieroty, cenił niewiasty wdzięki i cnoty. Nie lubił Żydów ani lichwiarzy, ani pochlebstwa, ani potwarzy. Czasem zaglądał i do kościoła...".
     Kilkanaście lat później badacz góralszczyzny karpackiej Wincenty Poi pisał, że zbójnictwo było dla górali naturalne: "Każdy Hucuł musi być choć kilka miesięcy lub lat opryszkiem, boby go żadna dziewczyna nie kochała i nie miałby poważania na wsi". Inny folklorysta Ludwik Zejszner dowodził z kolei, że młodzi szli w góry, gdy złamali prawo. Tworzyły się bandy, a opowiadano o tych najodważniejszych. Również Kazimierz Przerwa-Tetmajer i Stanisław Witkiewicz w zbójowaniu widzieli przejaw góralskiej fantazji. Odróżniali przy tym zbójników od zwykłych oprychów.
     Sytuacja zmieniła się po II wojnie światowej. Górale stali się przykładem odwiecznej walki klas. Jerzy Reychman uznał przeciętnego harnasia za herolda nowej sprawiedliwości społecznej, mściciela ludowych krzywd. Władysław Ochmański uważał chodzenie "na zbój" za formę walki klasowej. Pisał: "Zbójnicy to biedota wiejska walcząca z panami". Adam Przyboś posłużył się dialektyką marksistowską. Uznał zbójnictwo za stałe zagrożenie klasy panującej, a samych zbójników za sojuszników chłopstwa w jego walce o wyzwolenie.
     Ale nie tylko historycy w tak różnorodny sposób postrzegają zbójnicki proceder. Także sami górale mają ambiwalentny stosunek do działań swoich przodków. Na Słowacji, tam gdzie historyczny Janosik kradł i rabował, istnieją dwie tradycje patrzenia na jego dzieło. Zgodnie z jedną Janosik był bohaterem. Bogatym zabierał, by dawać biednym. Zgodnie z drugą był hersztem zwykłej bandy. Teraz za swoje przewinienia pokutuje w piekle.
     W odróżnieniu od Słowacji, w Polsce Janosik jest jednoznacznie pozytywnym bohaterem. W legendach wyrównuje krzywdy społeczne, wspomaga nędzę, przeciwstawia się szlachcie, uosabia góralską swobodę, ucieka przed wojskiem i jest dobrym sługą Kościoła. Unika niepotrzebnego rozlewu krwi, funduje kaplice, składa wota, obdarza bogactwem kler. To, co ukradnie, sprawiedliwie dzieli, sprytnie ucieka przed pogonią, stosuje góralski kodeks honorowy. Do tego spisu pozytywnych cech trzeba by dodać jeszcze oczywiste męstwo i inteligencję, przebiegłość i zuchwałość, Ludowa tradycja przypisywała mu umiejętności wręcz nadprzyrodzone. Miał latać na ciupadze jak czarownica na miotle. Przeskakiwać Tatry na linie. Biegać szybciej niż sarna. Podobno był wielki jak najwyższa sosna. Raz rabował na Morawach, a jeszcze tego samego dnia widziano go na Śląsku.

Trudne początki

     Był zwykłym wiejskim chłopakiem. Urodził się w roku 1688. W dzieciństwie pasł pewnie owce na hali, pochodził bowiem z chłopskiej rodziny. Gdy Morawy opanowało powstanie Franciszka Rakoczego przeciwko władzy najjaśniejszego cesarza Józefa I, Janosik jak tysiące górali przyłączył się do buntowników. W szeregach powstańców walczył przez dwa lata. Jak i gdzie - nie wiadomo. Samo powstanie stłumiono w roku 1711. Wtedy jednak naszego bohatera w szeregach buntowników już nie było. Młody chłopak po prostu wrócił do domu. Stąd do woja zabrali go cesarscy.
     Po dwóch latach przyszły zbójnik wrócił do domu. W armii Janosik oszałamiającej kariery nie zrobił. Został strażnikiem zamkowym. Dziś powiedzielibyśmy: klawiszem. Służył na zamku w Bytczy. Właśnie tam za zbójowanie trafił do zamkowego lochu Tomasz Uhorczik. Janosik ze słynnym więźniem musiał widywać się codziennie. Przynosił mu do celi nie tylko jedzenie i picie, lecz także wiadomości z zewnątrz. Między starym wygą a gołowąsem musiała się zawiązać nić sympatii.
     Po roku, gdy Janosik był już w domu, przed drzwiami pojawił się niespodziewany gość. To Uhorczik. I wtedy się zaczęło.

Krótka historia zbójowania

     Obywatel cesarsko-królewski Jerzy Janosik, syn Marcina, rozpoczął swój nikczemny proceder "na św. Michała". Czyli gdzieś w okolicy 29 września 1711 r. Wtedy właśnie przyłączył się do bandy Tomasza Uhorczika. Już tydzień później zszedł z gór na morawską stronę. Zbójnickim zwyczajem wyrósł jak spod ziemi przed szanowanym kupcem tekstylnym Janem Sipasem. Zapewne prosił po dobroci i po dobroci dostał. Cały zwój płótna na koszule. Rabunek przebiegał elegancko i bez kłopotów. Na tyle grzecznie i taktownie, że po roku Janosik znowu pojawił się w magazynie Sipasa. Tym razem z magazynu wyniósł pas i cztery złote. Pierwszy rabunek opłacił się bardziej. Janosikowi jako najmłodszemu stażem w bandzie przypadło 70 złotych. Pieniądze te stracił jednak bezpowrotnie, bo o pospieszną pożyczkę poprosił go szef. Szefowi się nie odmawia. Tym bardziej że Uhorczik miał się żenić.
     Tydzień po przyłączeniu się Janosika do grupy odbył się ślub szefa. A potem działy się rzeczy dla dzisiejszego obserwatora co najmniej dziwne. Uhorczik, sławny harnaś i przywódca grupy, postanowił bowiem ni z tego, ni z owego wycofać się z branży. Bez powodu. Swoją ciupagę oddał Janosikowi - najmłodszemu w bandzie. Osiadł we wsi i ku zdumieniu wszystkich zaczął hodować kozy i owce. Odtąd nazywał się Marcin Mrowieć.
     Emerytura Uhorczika to tylko kamuflaż. W rzeczywistości prowadził bazę wypadową dla zbójników. Nocował ich, magazynował zrabowane dobra, umawiał paserów, prowadził intensywny wywiad. "Na zbój" chodził tylko z Janosikiem, bez reszty kompanów. Nie ryzykował, cieszył się życiem. Wobec Janosika był lojalny i przyjacielski. Między zbójami nie mogło zatem dojść do pojedynku, jaki znalazł się w filmie Passendorfera: Janosik pokonał w nim szefa i sam obwołał się hetmanem. W rzeczywistości władza w bandzie przeszła z rąk do rąk pokojowo, bez rozstrzygającego pojedynku na tle Giewontu.
     Janosik zbójował tylko półtora roku - od września 1711 do początku roku 1713. Przez ten czas przeprowadził kilka śmiałych napadów i raz siedział w kryminale. Zaraz po napaści na kupca Sipasa w górach Krzemienieckich napatoczył się na samotnego jeźdźca. Okazało się, że to pocztowy. Chłopak stracił tytoń. Janosikowi udało się jednak wykraść cenniejszą rzecz. Była to informacja. Zbójnicy dowiedzieli się, że zaraz za pocztowym podążać będzie w kierunku Turcji pan Jan Radwański. Radwański stracił juki.
     Po tej łatwej zdobyczy nadarzyła się kolejna okazja. Wdowa po cesarskim oficerze Scharbon przejeżdżała koło Wychodnej. Mimo że honorowy kodeks zbójnicki tego zabraniał, banda zrabowała jej cały dobytek. Janosik przed liptowskim trybunałem z rozbrajającą szczerością wyznał, że jemu przypadły w łupie dwa stroiki. Czy obdarował nimi jedną dziewuchę, czy też najpierw jedną, a potem drugą - trybunał już nie dociekał. Resztę łupów Janosik miał schować, a potem stracić. Jeden z pomocników po jego odjeździe zakradł się do schowka i wszystko wyniósł.
     Nie inaczej stało się z kolejnym łupem - podobno najcenniejszym z całego okresu zbójowania. Mówią bowiem o nim legendy i podania. Koło Turczy Janosik urządził zasadzkę na pana Pavla Revai. Znaczny to był szlachcic i znaczny też stracił dobytek. Janosikowi przypadła w udziale srebrna szabla. Kolegom, jak wyznał śledczemu, po jednej strzelbie. Niestety, po napadzie zbójnicy musieli nieźle popić, bo szabla zniknęła wraz z dwoma towarzyszami. Koledzy Janosika najprawdopodobniej ulotnili się za granicę.
     Po brawurowym ataku na szlachcica przyszła kolej na młodego panka, który jechał na swój ślub. Janosik miał puścić go wolno, ale nakazał wracać tą samą drogą. Szlachcic słowa dotrzymał. Janosik nie tylko obdarował go wysadzaną diamentami szablą, lecz jeszcze miał przetańcować z panną młodą całą noc i obsypać złotymi talarami. Tyle podanie. Protokół z przesłuchania o wspólnym tańcowaniu milczy.
     Pewnego razu przekraczała w bród rzekę Wag żona parocha od św. Jana. Janosik nie wchodził w tym wypadku w szczegóły napaści na niewiastę, a prokurator nie wypytywał. Podobnie było z następnym napadem. Ofiarą znowu była kobieta, bliżej nieznana, która straciła jednego cesarskiego talara. Na kolejną akcję Janosik wyprawił się ze starym kompanem - Uhorczikiem. Nie przemęczali się. Złapali plebana z Orawy. Jego kapelusz zdobił potem głowę Uhorczika. Potem był niejaki pan Skałka. Janosik zapamiętał, że pierścienie, zegarki i łyżki rozdał swoim kobietom. Pałasz, siodło, szaty, pełne juki schował pod podłogą w jakimś młynie.
     Następny napad też jakoś uszedł pamięci Janosika. Nieprzymuszony torturami wyznał w końcu, że łupem zbójników padła cała karawana z winem. Być może właśnie wtedy pojawiła się legenda o dzielnym harnasiu, który rozdawał łupy biednym, bo cała banda wypiła zagrabione wino z woźnicami. Zabawa przy wozach trwała dwa dni i dwie noce.
     Ofiarami harnasia nie byli jednak tylko najbogatsi. Można nawet stwierdzić, że najczęściej nie oni. Mimo to wszystkie te napady nie kwalifikowały się do ukarania Janosika ścięciem ani szubienicą. To ostatni skok okazał się tragiczny w skutkach. Wyczyn harnasia był na tyle bulwersujący i głośny, że hajducy energiczniej niż do tej pory zabrali się do szukania uciążliwego złodzieja.

 

           Władysław Skoczylas - Janosika imię 1914

 

Zabić księdza

     A było to tak. Janosik wracał właśnie od Uhorczika. Jego towarzysze Planczik z Dunajowa i Turjak zwany Huncaga szli obok. Nagle koło Taczkowa z oddali spostrzegli ciemną postać. Nie było wątpliwości. Napatoczył się kolejny ksiądz. Strudzony wędrówką pleban z Demanicy przystanął właśnie koło studni. Raczył się chłodną wodą, gdy wypalił do niego z pistoletu Planczik. Nie trafił. Drugi strzał, zdaniem Janosika z huncagowej broni, był celny. Pleban padł martwy. Kilka dni później spętany Janosik relacjonował wszystko przed trybunałem. Nie pomógł mu obrońca, który przekonywał, że wszystkiemu winien Uhorczik. Nie pomogło obwinianie kumpli. Nie pomogło nawet zapewnienie obrońcy, że Janosik skończył już  z profesją i chce odkupić zbrodnie i winy. Na drugi dzień po procesie zawisł na haku. Dlaczego zginął? Pytanie powinno raczej brzmieć: dlaczego zginął tak późno? Aby na nie odpowiedzieć, cofnijmy się do czasu sprzed jego zbójnickiej kariery. Jak wspomnieliśmy, zanim trafił do cesarskiej armii, Janosik był powstańcem. Powstanie Rakoczego zostało krwawo stłumione w roku 1711 i właśnie wtedy zaczęła się jego zbójnicka kariera. Z akt procesowych wynika, że przez półtora roku Janosik podawał się za "krucza", czyli powstańca. Oznaczałoby to, że rabował jakby nie na swój rachunek.

         Władysław Skoczylas - Głowa zbójnika (Janosik) 1923
     Dwuznacznie wyglądają również jego stosunki z ówczesnymi służbami bezpieczeństwa. Wiadomo bowiem, że został schwytany już po kilku miesiącach swojej działalności. Trafił do kazamatów twierdzy hrahowskiej. Wiceżupan Małohontu wypuścił go jednak na wolność. Wszystko wskazuje na to, że Janosik uniknął pierwszego procesu dzięki przekupstwu. Oprócz wiceżupana Małohontu Janosik opłacał najprawdopodobniej sędziego z Oczadnicy, naczelnika hajduków Jana Litiskiego, urzędników miejskich Rajka z Miechowa i Wródlaka ze Skalicy. Wiadomo, że tym ostatnim wręczył po srebrnym pucharze. Z kolei żonę komendanta warowni murań-skiej ubierał w zagrabioną garderobę.
     Wiele wskazuje na to, że Janosik czuł się zupełnie bezkarnie, zdając sobie sprawę, iż jest pod kuratelą przekupnych urzędników. Dlaczego zatem wpadł? Przesadził z aktami przemocy. Skorumpowani urzędnicy mogli ochraniać pijaka i złodzieja, dopóki im płacił i nikogo nie wysłał na tamten świat. Jednak gdy zabił księdza i w sprawę wmieszała się Święta Inkwizycja, wyrok mógł być tylko jeden. A jednak miejscowym góralom trudno do dziś uwierzyć, że Janosik był zwykłym zabójcą i złodziejem. Legenda mówi, że zginął wyłącznie wskutek pośpiechu zbyt gorliwych urzędników. Gdy cesarz Karol VI dowiedział się o procesie Janosika, postanowił go uniewinnić, znał go bowiem z dobrej strony. Kilkanaście lat wcześniej, w roku 1683, Janosik (ten historyczny jeszcze się nie narodził) wraz z kompanami ze wsi miał przybyć na odsiecz Wiednia i pomóc dalekiemu krewnemu Karola Leopoldowi I w pokonaniu armii tureckiej. W nagrodę Janosik miał uniknąć strasznej kary. Posłaniec cesarski pędził ze stolicy dwa dni i dwie noce. W końcu dojechał do Mikulasza. Nie mógł jednak przekroczyć rzeki, bo tego dnia wezbrała. Nie zdążył. Janosika powieszono, ale pamięć o nim przetrwała. A za powieszenie harnasia miasto musiało wysyłać cesarzowi raz do roku garnek pełen talarów. Na biednych.

                                                                                                    Michał Wójcik


 

Scenariusz "PRAWDZIWEJ HISTORII JANOSIKA" ma pokazać harnasia jako postać złożoną i głęboką, a jego dramat jako tragedię epoki.

W tej postaci jest determinacja samobójcy - o filmie, którego produkcja właśnie się rozpoczyna, mówią reżyserki filmu; Agnieszka Holland i Kasia Adamik.
AGNIESZKA HOLLAND
     - Jest to magiczna historia, zepsuta u nas niestety zupełnie przez serial, który ma się do niej nijak, nie umie jej sprostać ani w stylu, ani w napięciu, ani w dramatyzmie, jaki się z nią wiąże. A to jest ballada ludowa skrzyżowana z grecką tragedią, rzecz o wolności, o wyborach, o dotykaniu ekstremów. Szalenie atrakcyjna dla wyobraźni zbiorowej.
     Słowacka kultura ludowa jest mi szczególnie bliska, choćby przez Laca Adamika, który był moim po niej przewodnikiem. Obok celtyckiej to być może najbogatsza kultura w Europie, a dotąd nieeksploatowana, będąca ziemią dziewiczą. To też okazja do zagłębienia się w naszą góralszczyznę, podobną w stylu życia, w mitologii. Granice są w gruncie rzeczy sztuczne, umowne, więcej jest elementów wspólnych niż różnic.
     Chcemy wejść w sensualność tego świata i otrzeć się o eschatologię. Ale oczywiście w filmie rozrywkowym, atrakcyjnym, trochę innym niż to, co robiłam do tej pory.
KASIA ADAMIK
     - W tej opowieści interesuje nas prawdziwy człowiek, nie chodząca legenda. Tak samo interesuje nas prawdziwy góralski folklor, a nie cepelia. Kręcimy po słowacku, czesku i polsku. Janosik, jeśli zostanie nim polski aktor, będzie się musiał nauczyć dwóch pozostałych języków. To nie będzie amerykański film, gdzie język angielski używany jest bez względu na realia i miejsce akcji filmu.
     Historia Janosika, którą chcemy opowiedzieć nowocześnie, będzie fragmentem życia bardzo młodego chłopca. Jakby wbrew sobie zostaje on wepchnięty w legendę. Janosik będzie młody, charyzmatyczny i szczęśliwy. Otwarty i ciepły. Nagle ten chłopiec, jeszcze z takim młodzieńczym rumieńcem, staje się sławnym harnasiem, którego wszyscy się boją, podziwiają, o którym śpiewają piosenki. Właśnie ten moment jego żyda będzie kluczowy w filmie. Dojrzewanie do roli bohatera. Wchodzenie w legendę - przy równoczesnej przemianie młodzieńca w mężczyznę. Mniej się koncentrujemy na jego dzieciństwie czy śmierci. Przekładając na dzisiejsze realia - to historia o rodzącej się karierze. Tak jak było z Leonardo Di Caprio.
     W pewnym momencie jego kariera wymyka mu się spod kontroli, Janosik - podobnie jak Leonardo - staje się niewolnikiem medialnego wizerunku. Dziewczyny, które się w nim kochają, znają go wyłącznie jako postać legendarną, jako sławnego zbójnika. Tymczasem on dopiero dojrzewa do tej roli. Dla nas ważne jest pytanie: jak sława Janosika wkręca go w przeznaczenie, które w końcu prowadzi go na szafot.
     On nie zamierza ukrywać swoich przestępstw. Mało tego: będzie dumny ze swojego życia i sławy zbójnika. Janosik zawsze mówi ofiarom, kim jest, kto ich okradł. Tak jakby chciał upewnić się, że nie ma już odwrotu. Jest w tym jakby determinacja samobójcy.
     W historii tej ważne są dwie osoby: Uhorczik i Janosik. Stary mistrz i uczeń - dwaj przyjaciele. Starego harnasia i młodego górala połączy prawdziwie męska przyjaźń. 1 akt procesowych historycznego Janosika wynika, że Uhorczik wykorzystał młodego niedoświadczonego górala. Kreował go na swojego następcę.
     Chciałybyśmy, aby w filmie czuło się duszę i gór, i ludzi. To nie będzie tylko kino akcji. Zaprosimy choreografów do opracowania tańców i bójek, ale chcemy to pokazać w nowoczesny sposób. Musimy znaleźć jakiś nowy język wizualny, który pokaże góralskie bójki inaczej. Nie w stylu filmów kung-fu. W scenariuszu jest bardzo mało dialogów, zamierzamy opowiadać głównie obrazem, nie słowami.

strona tytułowa

spis treści