Tatry lat dawnych

Odkrycie i zdobycie Tatr

     Jakaż przepaść dzieli Englischa od Chmielowskiego, którego taternictwo było nieskazitelne, który po Chałubińskim objął berło "króla Tatr", jak napisał kiedyś o nim ksiądz Gadowski, i który, według dawnego już powiedzenia, zastał góralszczyznę a zostawił taternictwo. A jednak działalność obu tych ludzi w pewnym sensie się dopełniała i uznać należy, że obaj - właśnie ci dwaj tak różnych zasług taternicy - stanęli u progu taternictwa nowoczesnego jako jego pionierzy i patroni Sekcji Turystycznej Towarzystwa Tatrzańskiego.
     Chmielowski, który uprawiał taternictwo do późnej starości (pierwsze wycieczki tatrzańskie: 1892, ostatnie wspinaczki: 1954), wszedł w Tatrach na każdy wybitniejszy szczyt, zdobył sporo turni, przebył jako pierwszy wiele dróg skalnych, wśród nich tak cenne, jak pierwsze wejścia na Orlą Basztę i Rumanowy Szczyt, na Kaczy Szczyt i na Zadniego Mnicha, na Niżnie Rysy i Żabi Szczyt Wyżni oraz pierwsze trawersowanie trzech szczytów Ganku i pierwsze wejście na Żabiego Mnicha.
     Nie w tym jednak największa zasługa Chmielowskiego, który wszystkie główne swoje wspinaczki odbywał jeszcze z przewodnikiem. Jego inicjatywie zawdzięczał Klimek Bachleda najświetniejsze swoje sukcesy skalne. Mówiono o Chmielowskim, że policzył wszystkie żleby w Tatrach, poznał każdą grzędę, zbadał każdą ścianę. Jego skrupulatność i naukowa, rzec można, systematyczność pierwsze doprowadziły do poznania całości Tatr: dopiero od czasów Chmielowskiego można mówić o pełnym zapoznaniu się taterników z zakątkami i zakamarkami Tatr, kryjącymi tyle niespodzianek, tyle wspaniałych fragmentów. Chmielowski związał też taternictwo o wiele silniej niż Englisch z współczesnym alpinizmem: on pierwszy zaczął regularnie używać sprzętu taternickiego, od liny poczynając, i nosić się jak alpinista, tj. chodzić w kutych butach i z czekanem, nie z ciupagą w dłoni, a wspinać się w trzewiczkach skalnych, nie boso. Podobnie jak Chałubiński napisał Chmielowski właściwie tylko jedno wspomnienie z tatrzańskich wypraw "W głębi Tatr", (1903), ale pełny wyraz swemu znawstwu dał w 4-tomowym, fundamentalnym "Przewodniku po Tatrach" wydanym w latach 1907-1912 - pierwszym nowoczesnym przewodniku taternickim, który w usamodzielnieniu polskich wspinaczy skalnych odegrał nie mniejszą rolę, niż przewodnik Walerego Eljasza w upowszechnieniu turystycznego chodzenia po górach.
     Przykład Chmielowskiego porwał wielu, ale, jak często bywa z pionierami, ówczesna młodzież taternicka szybko odwróciła się od mistrza. Uznając w pełni jego zasługi, wyswobodziła się ona rychło spod opieki przewodnika i zaatakowała problemy, które Chmielowski uważał jeszcze za nieosiągalne dla sprawności ludzkiej. Ta okoliczność odsunęła nieco Chmielowskiego już około 1907 roku od głównego nurtu życia taternickiego; choć jego autorytetu "króla”, "ojca", a z czasem i "nestora" taternictwa nikt nie naruszył i naruszyć nie zamierzał. Przy Chmielowskim wytrwała tylko topniejąca garść taterników starego autoramentu, wiernych dawnemu stylowi. Z nich tylko Stanisław Krygowski, pierwszy wybitny fotograf krajobrazu tatrzańskiego i odkrywca dróg na Mięguszowiecki Szczyt od Morskiego Oka, zyskał sobie głośniejsze imię, i może jeszcze Adam Kroebl, autor pierwszych systematycznie publikowanych kronik taternickich, bardzo sprzyjających popularyzacji taternictwa w latach 1903-1906, oraz Tadeusz Łopuszański, który wraz z Chmielowskim i Kroeblem dokonał w 1903 roku pierwszego wejścia na Ostry Szczyt bez przewodnika (ogółem trzecie wejście).
     Trzeba tu wreszcie wymienić ks. Walentego Gadowskiego, który zapowiadał się na następcę Stolarczyka, forsował granie i ubocza Tatr ponad Halą Gąsienicową, ale aż do późnej starości uprawiał taternictwo patriarchalne, staroświeckie i własną pracą, własnym sumptem dopomógł walnie do wytrasowania i zabezpieczenia żelaziwem Orlej Perci.
     Niestrudzony jako czynny wzór do naśladowania w taternictwie, niewyczerpany w inwencji propagator taternictwa, Chmielowski największe zasługi w tej dziedzinie położył wówczas, gdy, skupiając wokół siebie grupkę taterników, wystąpił na wiosnę 1902 roku do, T. T. z propozycją utworzenia w jego ramach specjalnej sekcji, poświęconej turystyce wysokogórskiej, skalnej. Projekt aprobowano - z wiosną 1903 roku Sekcja Turystyczna rozpoczęła żywot, który miał trwać do roku 1935. Pierwszym przewodniczącym sekcji został Chmielowski.
     Podobnie jak przed trzydziestu laty założenie Towarzystwa Tatrzańskiego, tak następnie zorganizowanie Sekcji Turystycznej stało się najważniejszym czynnikiem koordynującym i inspirującym ten ogromny, wszechstronny, żywiołowy rozrost taternictwa, który nastąpił po roku 1903. "Starzy" mieli komu przekazać doświadczenia - "młodzi" stworzyli niebawem w S.T.T.T. precyzyjną dźwignię do podniesienia zarówno letnich, jak i zimowych rekordów taternickich. Wyjątkowe stanowisko Sekcji Turystycznej w dziejach już nie tylko taternictwa polskiego, ale w ogóle turystyki wysokogórskiej w Tatrach, nie da się porównać z niczyimi innymi zasługami. Zdobycze Sekcji Turystycznej w dziedzinie polskiej turystyki wysokogórskiej są ogromne i wielostronne. Członkowie sekcji zbudowali nowoczesne taternictwo polskie, otworzyli dlań szerokie gościńce wydawnictw i propagandy, rozszerzyli wiedzę o Tatrach i idee ochrony przyrody, współdziałali udatnie we wszystkich pracach P.T.T., a na koniec wywiedli taternictwo ku nieograniczonym szlakom odkrywczego alpinizmu. I to wszystko, mimo że liczba członków sekcji nigdy nie była wiele wyższa niż sto, a przeważnie poniżej setki.

        Janusz Chmielowski, Marian Smoluchowski, Kazimierz Panek
     W dziejach S.T.T.T. trzeba wyróżnić kilka okresów, z których zwłaszcza początkowy okres istnienia sekcji odcina się wyraźnie od następnych. Ów początek nie był zrazu zachęcający, nosił na sobie w dużym stopniu piętno epoki nieodwołalnie mijającej. Aż do czasów Chmielowskiego taternictwo i turystyka tatrzańska szły zgodnie i były właściwie tym samym pojęciem. Każdy czynny turysta tatrzański określał się jako taternik i przy ówczesnym stanie odkrywczym wycieczek tatrzańskich było to właściwie prawdą. Przy zakładaniu sekcji wystąpili także we wzruszającej zgodzie działacze, których i dziś nazywamy taternikami, oraz działacze wyłącznie turystyczni. Przewagę "starych" uwydatniło to, że po Chmielowskim przewodniczącymi S.T.T.T. byli taternicy starego autoramentu - Tadeusz Łopuszański, a po nich ksiądz Gadowski. Owocem kompromisu był też pierwszy statut sekcji, który jako cel sekcji ustalał "pracę około rozwoju turystyki polskiej, szerzenia wśród ogółu zamiłowania do taternictwa i ułatwianie zwiedzania Tatr", a na członka sekcji przyjmował każdego członka T.T., byle opłacił dodatkową składkę w kwocie 2 korony rocznie.
     Niezwykle szybki rozkwit nowoczesnego taternictwa bezprzewodnikowego z każdym rokiem pogłębiał jednak przepaść pomiędzy turystą a samodzielnym zdobywcą skalnych dróg. Na tle niedostatecznie uwydatnionej bojowości Sekcji Turystycznej już w 1904 roku zawiązały się poza nią dwa pierwsze zespoły ściśle taternickie: "Bacówka" oraz "Himalaja Club".
     Dwa te "prywatne" niejako zespoły, pierwsze z szeregu grup taternickich, skupionych w poszczególnych ośrodkach i około pewnych ludzi, wchodzą już około 1906 roku do Sekcji Turystycznej. Następuje najważniejsza zmiana w życiu tej organizacji: przekształcenie się w klub zamknięty o charakterze wyłącznie taternickim i o surowym balotażu członków. Klub taki zakłada swe własne pismo fachowe, z wiosną 1903 roku zaczyna wychodzić "Taternik", czasopismo, które do dzisiaj pełni chlubnie rolę czołowego ogólnopolskiego organu taternictwa i alpinizmu polskiego. Pierwszym redaktorem zostaje Kazimierz Panek z zespołu "Bacówka".
     W pierwszym okresie działalności S.T.T.T. największą chlubę przynoszą wyprawy na Ostry Szczyt, w tymże czasie największe znaczenie przypisali dawniejsi historycy taternictwa wyprawie, którą we wrześniu 1905 roku odbyli w Tatry alpiniści niemieccy Szymon Haeberlein i Katarzyna Broeske. W brawurowym szturmie na ówcześnie najgłośniejsze problemy taternickie pokonali oni m. in. południową ścianę Ostrego Szczytu, do dziś klasyczną drogę taternicką, i wdarli się na czub Żabiego Konia, o którym Klimek Bachleda dobę wcześniej mówił, że "jesce się ten nie urodził, co by na te turnie wylaz". Wyprawa niemieckie j pary alpinistów zyskała wielki rozgłos po obu stronach Tatr i stała się niezawodnie bodźcem do bardzo już śmiałych szturmów na potężne ściany i najbardziej urwiste granie. Ale przeceniać jej znaczenia nie należy. Nowe rekordy pukały już do wrót skalnych, stałyby się one udziałem "młodych" prędzej czy później, niezależnie od wyników wyprawy z września 1905 roku. Niewątpliwym tego świadectwem jest m. in. wejście dwu polskich taterników na Basztową Przełęcz z Doliny Mięguszowieckiej drogą, która trudnościom wspinaczki na Żabiego Konia nie ustępowała pod żadnym względem. Wejście to odbyło się dnia 23 sierpnia 1905 roku, a zatem na kilkanaście dni przed sukcesami Haeberleina.

        Zespół "Himalaja Club" - Roman Kordys, Zygmunt Klemensiewicz, Jerzy Maślanka
     Uczestnikami tego wejścia na Basztową Przełęcz byli dwaj młodzi, nie znani wówczas szerszemu ogółowi taterników adepci sportu wspinaczego Zygmunt Klemensiewicz i Jerzy Maślanka. Wespół z Romanem Kordysem założyli oni we Lwowie w 1904 roku jako bardzo jeszcze młodzi ludzie "Kółko taterników", które przybrało później nazwę "Himalaja Club" i pod tą nazwą przeszło do dziejów taternictwa. Silna indywidualność Romana Kordysa wycisnęła swoje piętno na wynikach i zdobyczach "Himalaja Club", który z taternictwa Chmielowskiego i jego epigonów, unowocześnionego wprawdzie w formach technicznych, ale wspartego jeszcze nadal na zawodowym przewodniku-góralu, wyeliminował tego przewodnika, narzucając turyście samodzielność sportową jako warunek niezbędny. "Himalaja Club" stanął też na czele S.T.T.T. Prezesem sekcji został Klemensiewicz, obejmując jednocześnie wraz z Kordysem kierownictwo "Taternika".

         Roman Kordys na tle Ostrego Szczytu
     Dla dziejów taternictwa ma działalność H.C. znaczenie przełomowe. Taternictwo przed wystąpieniem H.C. miało jeszcze ciągle charakter turystyki taternickiej, daleko zaawansowanej w lęku przed niedostępnością urwisk, a zarazem liczącej na rozstrzygającą pomoc górala, bardziej obeznanego i oswojonego z niebezpieczeństwem i grozą gór. W tych warunkach sukces Klemensiewicza i Kordysa z dnia 5 sierpnia 1905 roku - samodzielne, odkrywcze przejście grani od Kościelca po Zawratową Turnię - stał się od razu symptomem nowych czasów, wyrazem dążenia do rozszerzenia zakresu zdobywania Tatr. Potem przyszła wyprawa na Basztową Przełęcz, przejście Jaworowej Grani przez Kordysa i Maślankę, 23 sierpnia 1905 roku, pierwsze powtórzenie odstraszającej jeszcze południowej ściany Ostrego Szczytu i Żabiego Konia przez Klemensiewicza, Kordysa i Maślankę, 14 i 19 sierpnia 1906 raku - i tak "rozbiła się bania" ze znakomitymi sukcesami sportowymi, z których wymieńmy przynajmniej następujące pierwsze wejścia: północną ścianą na Batyżowiecki Szczyt, wejście na najtrudniejszą turnię tatrzańską Wschodni Szczyt Wideł (Klemensiewicz i Kordys, 1 sierpnia 1906 roku); przejście grani Żabiego Konia i Batyżowieckiej Grani (Klemensiewicz, Kordys i Aleksander Znamięcki, 5 i 8 sierpnia 1907 roku) i wiele innych.
     Znamy trzy najważniejsze momenty zwrotne w dziejach polskiego sportu wysokogórskiego: przemianę taternictwa przewodnikowego w taternictwo samodzielne i związane z tym powstanie zamkniętego klubu wysokogórskiego i fachowego piśmiennictwa taternickiego, zrozumienie tego taternictwa jako czynności sportowej i stworzenie dlań odpowiedniej ideologii, wreszcie skierowanie elity taternickiej ku odkrywczemu alpinizmowi sportowemu i egzotycznemu. Pierwszy przełom zaznaczył się około 1908 roku, drugi około 1929 roku, trzeci około 1931 roku i we wszystkich tych zmianach H.C. odegrał rolę bardzo istotną, nieraz pionierską, w dużej mierze kierowniczą. Klemensiewicz wydał w 1913 roku pionierski podręcznik "Zasady taternictwa", Kordys wystąpił w 1929 roku z hasłem, które miało się stać programem, że "przyszłość taternictwa leży poza Tatrami".
     Wchodząc do S.T.T.T. nie byli jednak lwowscy taternicy odosobnieni. Przypomnieć tu należy "Bacówkę", w której działał Kazimierz Panek. W Bacówce też ukształtował swe taternictwo Ignacy Król, wspinacz doskonały, zdobywca niejednej drogi o wielkich i w dzisiejszvm rozumieniu trudnościach.

         Mariusz Zaruski i Aleksander Znamięcki nad Morskim Okiem
     Śmiałością wspinaczek wyróżnili się również niektórzy taternicy zakopiańscy, zawołani narciarze, skupieni wokół Mariusza Zaruskiego. Zwłaszcza Henryk Bednarski, Józef Lesiecki, Leon. Loria i Stanisław Zdyb położyli niemałe zasługi dla taternictwa, również letniego. Im właśnie przypadła dnia 23 lipca 1910 roku chluba zdobycia południowej ściany Zamarłej Turni, której, przejście na ćwierć wieku stało się symbolem i przykładem taternickiej wspinaczki w stopniu nadzwyczaj trudnym, póki jej nie zastąpiła zachodnia ściana Łomnicy i inne "modernistyczne" ściany o skrajnie wielkich trudnościach do pokonania.
     Wystąpili także w S.T.T.T. taternicy chodzący raczej luzem. Była ich spora garść. Zaznaczył się wśród nich dobrym stylem wspinaczek wielki uczony Marian Smoluchowski, - prezes S.T.T.T., - dalej wybitny poeta Młodej Polski i dobry wspinacz Jerzy Żuławski, a przede wszystkim Aleksander Znamięcki, wspinacz jeden z najlepszych w swoich czasach, który w dniu 22 lipca 1906 roku wdarł się wraz z Janem Ciaptakiem na Giewont północną ścianą, w dniach 4 i 6 września tegoż roku pokonał wraz z Jędrzejem Marusarzem Grań Wideł, najwspanialszą bodaj grań tatrzańską, a później brał również udział w odkrywczych wyprawach H. C.
     Z S.T.T.T. związał się taternik szczególnie dla tego okresu ważny - Mieczysław Karłowicz, znakomity muzyk-modernista. Karłowicz nie był przodującym taternikiem swego pokolenia: jego najlepsze sukcesy - dziesiąte przejście południowej ściany Ostrego Szczytu i pierwsze wejście na Czeską Turnię - nie mogą się równać z sukcesami Znamięckiego i H.C. Ale Karłowicz, postać wielkiego formatu artystycznego i moralnego, odegrał najważniejszą, decydującą rolę jako ideolog taterńictwa i jako pisarz górski, którego wspomnienia "W Tatrach", wydane zbiorowo przez S.T.T.T. po jego tragicznej śmierci, wywarły nie mniejszy wpływ na piśmiennictwo taternickie niż przed laty książki Witkiewicza i Tetmajera na piśmiennictwo tatrzańskie.

        Mieczysław Karłowicz, Wanda Jerominówna i Jadwiga Rogulska-Cybulska
     Należy tu wreszcie wspomnieć, że obok mężczyzn po jawiły się w skale u ich boku (czasem próbując i samodzielnych wypadów) kobiety-taterniczki, jak Wanda Jerominówna, Helena Dłuska i Jadwiga Roguska-Cybulska. Najlepsze spośród nich sukcesy osiągnęła Jerominówna, narzeczona Karłowicza, współzdobywczyni kilku trudnych nowych dróg, pierwsza kobieta na Żabim Koniu i na północnej ścianie Mnicha: zasłużyła ona sobie niespornie na tytuł "pierwszej nowoczesnej taterniczki polskiej".
     Jako ostatnia przed wojną światową po jawiła się w Tatrach grupa taterników krakowskich, która od 1907 roku nazwała się "Klub Kilimandżaro". Trzon jej stanowili bracia Ferdynand i Walery Goetlowie, bracia Mieczysław i Tadeusz Świerzowie i Władysław Kulczyński junior. Później dołączył się do nich Kazimierz Piotrowski. Spośród tych taterników Walery Goetel stał się jednym z czołowych, wieloletnich działaczy P.T.T, i najwybitniejszym obok Władysława Szafera działaczem ochrony przyrody Polski. Władysław Kulczyński junior - to "pierwszy wspinacz ery przedwojennej". Pisarz Ferdynand Goetel ma zasługi m. in. jako autor niezrównanego persyflażu taternickiego "Wycieczka, jak się o niej nie pisze". Kazimierz Piotrowski był jednym z wybitnych działaczy taternictwa w okresie międzywojennym. Największą jednak i najbardziej systematyczną działalnością taternicką wyróżnił się Mieczysław Świerz, taternik bardzo wszechstronny, któremu po pierwszej wojnie światowej miało też przypaść zadanie odbudowy taternictwa.
     Jeżeli H. C. wywiódł taternictwo z epoki "przewodnickiej" do samodzielności - K.K. poszedł konsekwentnie po linii rozwijania sprawności gimnastyczno-sportowej. Zdobycze ery Chmielowskiego, to były jeszcze wejścia na szczyty i turnie; H.C. zdobywał łatwiejsze (z trudnych) ściany i trudne (wśród trudnych) granie; K.K. wziął się do bardzo i nawet do nadzwyczaj trudnych ścian. Taternikom z K.K. przypadły też niektóre z najśmielszych wspinaczek sprzed roku 1914. Wymienić musimy zwłaszcza I wejście na Lodowy Szczyt od Czarnego Stawu Jaworowego (Goetlowie i Świerz, 23 lipca 1909 roku), I przejście Śnieżnej Grani (Piotrowski i Świerz, 9 czerwca 1910 roku).

           Mieczysław Świerz i Stanisław Zdyb
     Ponadto trzeba tu podkreślić pierwsze wejście na Galerię Gankową wprost z Doliny Ciężkie j (Król, Kulczyński i Lesiecki, 27 lipca 1911 roku), drogę tę bowiem jeszcze w 1910 roku uważano w kołach taternickich za "niemożliwą do pokonania": zdobycie jej, obok zdobycia południowych ścian Zamarłej Turni i Małego Lodowego Szczytu, zaczęło z wolna torować drogę przekonaniom, że nie istnieje po prostu takie urwisko skalne, którego by sprawni sportowcy przejść nie potrafili.
     W tych latach taternictwo polskie ma coraz silniejszego konkurenta w taternictwie węgierskim, które po okresie osłabienia zaczyna nawet zdobywać przewagę. Niech ją zilustrują liczby. W latach 1902-1906 spośród nowych wejść tatrzańskich Polakom przypada 71, gdy Węgrom zaledwie 7. Stosunek ten, choć już może nie w tak jaskrawych różnicach, utrzymuje się jeszcze przez lata 1907-1909. Polacy przechodzą w tym okresie jako pierwsi łącznie 115 nowych dróg, podczas gdy Węgrzy i Niemcy łącznie 73. Ale rok 1910 przynosi już wyrównanie (Polacy mają w tym sezonie 17 nowych dróg, Węgrzy 15), w następnym zaś roku zaznacza się po raz pierwszy wyraźna przewaga Węgrów (Polacy przechodzą 16 nowych dróg, natomiast Węgrzy 27). Przewaga ta utrzymuje się w zupełności w latach 1912-1920, w którym to okresie Węgrzy rozwiązują 81 problemów, gdy Polacy zaledwie 20. Podobna przewaga zarysowuje się w taternictwie zimowym, gdzie np. trzem wycieczkom odkrywczym, odbytym przez Polaków w zimie 1912/13 roku mogą Węgrzy przeciwstawić 21 własnych. Należy jednak dodać, że w zimie taternickiej supremacja Węgrów wystąpiła słabiej niż w lecie, a to wskutek ożywionej działalności narciarzy polskich przed pierwszą wojną światową. Ta słabnąca, ale wyraźna supremacja Węgrów utrzymała się jeszcze do roku 1923. Potem gwałtowna zmiana: w 1925 roku 22 polskim nowym drogom mogą Węgrzy i Spiszacy przeciwstawić tylko 6 własnych, w 1929 roku na 65 polskich nowych dróg przypada na Węgrów tylko 4. 

        Największy,  tatrzański muzykant - Bartłomiej Obrochta na schodach schroniska w  Roztoce
     Odejście Węgrów od czynnego taternictwa staje się faktem nieodwracalnym, a na opróżnione miejsce stopniowo wkraczają Słowacy i Czesi, którzy z kolei podejmują szlachetne współzawodnictwo z taternikami polskimi. Ale to już czasy znacznie późniejsze.
     Turystyka wysokogórska jest wynalazkiem czasów nowożytnych - racjonalizmu pospołu z romantyzmem. Racjonalizm kierował w góry niezmożonych badaczy naukowych. W Polsce ich świetnym przedstawicielem był Staszic. Romantyzm skierował ku zdobywaniu gór spóźnionych błędnych rycerzy, farysów i bajronistów. Takim pierwszym romantykiem-alpinistą polskim był Malczewski. Cele naukowe długo górowały nad innymi, zwłaszcza gdy po romantyzmie zawładnął świadomością społeczną pozytywizm. Jeszcze Chałubiński usprawiedliwiał swoje "wycieczki bez programu" celami naukowymi, zbierał jakieś mchy i ogłaszał o nich fachowe przyczynki. Ale niebawem wysunął się na pierwsze miejsce romantyczny kult widoku i piękna przyrody górskiej. Dla widoku ponosiło się trudy wędrówki aż do czasu, w którym na czoło wysunął się element sportowy - pokonywanie trudności skalno-lodowego terenu górskiego jako cel główny. Z tą chwilą narodził się nowoczesny alpinizm, który z estetycznych upodobań w pięknie widoków bynajmniej nie zrezygnował, ale podporządkował je naczelnym celom sportowym.
     Starsi taternicy jeszcze z początkiem XX wieku czuli się wychowankami polskiego pozytywizmu. Chmielowski w 1910 roku biadał, że Tatry "stają się polem popisów współzawodniczo-gimnastycznych, areną zmagania się zawiści i płaskich ambicji". Były to żale daremne - miejsce pozytywizmu zajmował już modernizm, który element współzawodnictwa cenił w sporcie wysoko. Jego reprezentantami stali się taternicy skupieni w S.T.T.T. Kordys, Klemensiewicz, później Świerz, a przede wszystkim Mieczysław Karłowicz, który cieszył się największym autorytetem moralnym.
     Świerz pisał w roku 1913: "motywem podejmowania wycieczek stają się nie cele estetyczne, lecz rozkosz płynąca ze zwalczania trudności, niebezpieczeństw górskich". Klemensiewicz w 1912 roku ostrzegał: "Rozszerzenie taternictwa na masy nie jest ani możliwe ani pożądane... gdyby udało się liczbę taterników wielokrotnie pomnożyć, doprowadziłoby to do upadku taternictwa". A Kordys w 1913 roku dorzucał: "Taternictwa nie da się społecznie ani zorganizować ani eksploatować, pozostanie ono zawsze czynnością wykonywaną indywidualnie i od indywidualnej woli danej jednostki zależną... losy taternictwa, jego rozwój, jakość i rozmiary, nie mogą być nigdy uzależnione od nakazów społecznych ani też im trwale podporządkowane".
     Takie pojmowanie taternictwa zaatakowano z dwu stron: Mariusz Zaruski rzucił hasło "idźcie i prowadźcie słabych na szczyty" i głosił "ideę wzmożenia charakteru narodu przez hartowanie go w trudach i niebezpieczeństwach tatrzańskich". A równocześnie Karłowicz, subtelny artysta młodopolski, jął wzywać do rozpływania się w otaczającym przestworzu, poznawania mistycznego związku z wszechbytem, roztopienia się we wszechistnieniu, powracania do niebytu. Była to taternicka odmiana alpinizmu skrajnie indywidualistycznego, elitarnego, jaki krzewił się wówczas w całej Europie. W Polsce związał się z nim kult bohaterskości, który u ludzi z zewnątrz wywołał wrażenie, że taternicy to "kapliczka straceńców". Zarzut ten był przed 1914 rokiem popularny i często powtarzany. Dopiero współczesny kult sportowego rekordu  osłabił i z czasem usunął te potępiające zarzuty lekkomyślnego igrania ze śmiercią. W dwudziestoleciu 1919-1939 panowała powszechnie w taternictwie i alpinizmie polskim zasada sportowości i wyczynowości oraz elitaryzmu wynikającego z klasowych źródeł ówczesnej turystyki wysokogórskiej, uprawianej niemal wyłącznie przez ludzi dostatecznie dobrze sytuowanych, by swoje kosztowne upodobania sportowe sami mogli opłacać. Dopiero po roku 1945 zaznaczył się pewien konflikt, obecnie już nie istniejący, który wynikł z trudności włączenia się polskiego alpinizmu w nowe formy życia, a zarazem z niedocenienia wagi spraw wysokogórskich przez nowe władze dla spraw turystyki i sportu. Ucierpiało na tym niewiele taternictwo, znajdujące się w żywiołowym i niepowstrzymanym rozwoju, ucierpiał sporo alpinizm polski, przez 10 lat nieobecny na szlakach gór świata, i to w okresie, gdy w Himalajach podjęto z oszałamiającym powodzeniem atak na szczyty ośmiotysięczne.
     Trzeba się z kolei zająć i tym rodzajem taternictwa, który aż do XX wieku odgrywał rolę minimalną lub nie odgrywał jej wcale, aby w czasach nam współczesnych wysunąć się na czoło taternickiej działalności. Mowa tu o taternictwie uprawianym w porze roku stawiającej turyście nieporównanie większe przeszkody do pokonania niż latem, czyli o taternictwie zimowym. Aż do lat dwudziestych naszego wieku było ono zjawiskiem odrębnym, luźno tylko związanym z letnim zdobywaniem Tatr.
     W latach 1870-1880, gdy taternictwo, jak widzieliśmy, miało już licznych swoich adeptów i przodowników, taternictwo zimowe prawie nie istniało. Wchodzono na wysokie szczyty, przekraczano niejedną przełęcz, ale wyłącznie latem, w krótkim okresie od czerwca do września, gdy groźny i odstraszający śnieg krył się w zakątki zapomnianych wysokogórskich kotłów, w załomy zapadłych północnych żlebów, które uważnie i trwożnie należało omijać. Żaden z taterników nie odważał się nawet myśleć o poważnych wyprawach zimą. Poznawali wyłącznie Tatry suche i ciepłe, a gdy w swych wędrówkach natknęli się czasem na płat zlodowaciałego śniegu, woleli, "przenosząc turnię nad śnieg", czym prędzej go opuścić, wchodząc w miejsca choćby "wcale przykre" byle skaliste (Pawlikowski, 1839). Śnieg był żywiołem zdradzieckim, zupełnie tajemniczym i nie znanym, na zawsze jakby zamykającym Tatry zimowe przed inwazją człowieka. Nie darmo w pamięci górali pozostała katastrofa z lutego 1856 roku, kiedy to w "Kronice Parafii Zakopiańskiej" pisał ksiądz Stolarczyk:
     "pięciu górników, którzy powracali z Bani Ornak w Dolinie Kościeliskiej, trafili na moment, kiedy właśnie uwiózł się śnieg ze szczytów dziewiątej (sic!) i Ornackich".
     "...śnieżyca wyłamała znaczny kawał lasu... hawiarzy zasypała i pozbawiła życia... dwóch zaraz, a trzech dopiero na wiosnę znaleziono" - dodawał w pierwszym roczniku "Pamiętnika Towarzystwa Tatrzańskiego" prof. Nowicki. Oto był nieuchronny los wszystkich, którzy by się odważyli wtargnąć w lodowe władztwo zimy. Przez siedem miesięcy w roku nie śmiała Tatr dotknąć stopa człowieka.

        Stanisław Barabasz, Henryk Bobkowski i Józef Oppencheim
     A jednak trafiały się wyjątki. Górale-kłusownicy czasem i lutej zimy się nie zlękli - mamy dane, że dwóch górali spędziło na Wołoszynie ostatnią noc lutego 1867 roku. Znakomity alpinista zimowy, Niemiec Teodor Wundt, wejściem zimowym na Rysy i Krywań w roku 1884 oraz zdobyciem pierwszy raz zimą Łomnicy i Lodowego Szczytu w grudniu 1891 roku, torował drogi taternictwu zimowemu, choć był na razie odosobnionym pionierem. Turyści węgierscy stanęli w tych latach na Sławkowskim Szczycie. W Smokowcu otwierano zimowe sezony regularnie od 1882 roku. Z polskiej strony bawiło w Zakopanem zimą 1889/90 roku 30 kuracjuszów - od lat 90-tych odbywały się już dość liczne wycieczki zimowe do Morskiego Oka i Doliny Kościeliskiej.
     Tym bardziej trzeba cenić pierwsze zimowe przejście przez Zawrat i Opalone, wyprawę trojga turystów, wiedzionych przez trzech przewodników 20-22 stycznia 1894 roku, którą opisał jej inicjator Jan Grzegorzewski. W jego szeroko rozpowszechnionych relacjach, nawiasem mówiąc ani trochę nie przesadnych w charakterystyce trudności klimatycznych i terenowych, wzywał Grzegorzewski do naśladowania jego czynu i oświadczył: "Tak dla wiedzy, jak ze względów na wrażenia osobiste, i w ogóle dla postępów turystyki należało przejść Tatry w zimie wcześniej lub później". Ale sam się już w górach zimą nie pokazał i zawiodło też oczekiwanie na następców. Tylko jeden Karol Potkański chadza wówczas z zakopiańskimi przewodnikami zimą. Jemu też przypada zasługa pierwszych wejść zimowych na Kasprowy Wierch, Czerwone Wierchy i Krzyżne, wejść nigdzie zresztą nie opisywanych i mało znanych, o charakterystycznym ustalaniu chronologicznym w latach dziewięćdziesiątych.
     Dopiero pojawienie się i upowszechnienie narciarstwa przynosi zwrot i otwiera erę nieprzerwanego odtąd rozwoju taternictwa zimowego. Pierwszym narciarzem w Tatrach był krakowianin Stanisław Barabasz, który odbywa na nartach wycieczki do dolin tatrzańskich, a w 1902 roku pierwsze narciarskie wejście grzbietowe na Kondracką Przełęcz. W 1905 roku Klimek Bachleda wywodzi turystów polskich na Bystrą. Nieco wcześniej, dnia 15 stycznia 1905 roku, następuje wydarzenie dla taternictwa zimowego przełomowe: zdobycie Gierlachu przez mieszaną polsko-węgierską wyprawę, w której z polskiej strony biorą udział Janusz Chmielowski i Klimek Bachleda.

    Odznaki klubów narciarskich: Karpackie Towarzystwo Narciarzy, Zakopiański Oddział Narciarzy T.T. i Sekcja Narciarska T.T.
     Wyprawa ta, przy równoczesnym ogromnym rozwoju narciarstwa, otwiera okres regularnych szturmów na szczyty i przełęcze tatrzańskie, zakute w pancerz śnieżno-lodowy. Zrazu górują w tym szturmie Niemcy i Węgrzy - im przypadają najśmielsze sukcesy - ale niebawem Polacy dorównują im kroku, aby po pierwszej wojnie światowej zająć na wiele lat bezapelacyjnie pierwsze miejsce w Tatrach zimowych. Mariusz Zaruski, który w taternictwie letnim nie zapisał się żadnym wybitniejszym czynem, poza trzecim przejściem południowej ściany Zamarłej Turni w 1911 roku wraz ze Znamięckim, ale którego zasługi w taternictwie zimowym są przodujące i wywarły wpływ największy, zdobywa wraz z towarzyszami liczne wierchy Tatr Zachodnich, a następnie i Wysokich, m. in. Kozi Wierch. W tym samym czasie Maślanka staje na szczycie Świnicy w grudniu 1907 roku, Karłowicz i Kordys na Kościelcu w styczniu 1908 roku, Bednarski i Zdyb na Granatach. Karłowicz, Kordys i Zaruski przechodzą z Hali Gąsienicowej do Popradzkiego Stawu przez Liliowe i Koprową Przełęcz.

Członkowie Sekcji Turystycznej Towarzystwa Tatrzańskiego w 1910 na Hali Gąsienicowej. Przewodnicy w pierwszym rzędzie od lewej: W. Tylka (drugi), Klimek Bachleda, J. Wawrytko. Mariusz Zaruski -  stoi siódmy od lewej

 
     Taternictwo zimowe otrzymuje w tym czasie bazę organizacyjną. W 1907 roku powstaje Zakopiański Oddział Narciarzy, przemianowany w 1912 roku na Sekcję Narciarską Towarzystwa Tatrzańskiego. Jako organizatorzy zespołu występują przede wszystkim Barabasz, Karłowicz i Zaruski. Sferą działalności tego towarzystwa nie sta ją się zbiorowo organizowane wycieczki narciarskie, lecz indywidualnie podejmowane wyprawy wysokogórskie o typie wybitnie taternickim. Zaruski umiał też skupić dokoła siebie sporo doskonałych narciarzy, wśród których systematyczną działalnością zimowego taternictwa wyróżnił się Józef Oppenheim, wierny członek T.O.P.R. i jego długoletni kierownik.
     W kwietniu 1909 roku Klemensiewicz i Maślanka zdobywają Batyżowiecki Szczyt, Dwoistą Turnię i Żłobisty Szczyt, góry uchodzące wówczas za trudne nawet latem. Są to najlepsze osiągnięcia zimowego taternictwa polskiego do czasów po pierwszej wojnie światowe j i zarazem dowód daleko idącego oswojenia się z trudnościami i niebezpieczeństwami wypraw zimowych. Potwierdzeniem tego jest już następna zima 1909/10 roku, w czasie której taternicy polscy wchodzą nie tylko na takie szczyty jak Orla Baszta i Ganek, lecz również zdobywają Kozi Wierch od północy w lutym, a Mnicha w marcu. Zima następnego roku przynosi zdobycie Orlej Baszty, Zamarłej Turni oraz Rysów od północy, później przybywają jeszcze takie pierwsze wejścia zimowe, jak na Kaczy Szczyt i Kopę Lodową.
     Na te poczynania i osiągnięcia padł głęboki cień: w dniu 9 lutego 1909 roku ginie w lawinie pod Małym Kościelcem Karłowicz, symbol taternictwa tych czasów. Rozwoju taternictwa zimowego śmierć ta jednak ani nie przyhamowała, ani nie opóźniła. Przyczyniła się natomiast w dużym stopniu do zorganizowania pierwszej fachowej, stale funkcjonującej instytucji ratownictwa wysokogórskiego w Tatrach. W jesieni 1909 roku powstaje Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe - zasługa energii i wytrwałych zabiegów Zaruskiego. T.O.P.R. stanowiące do 1927 roku instytucję samodzielną, a później sekcję P.T.T. prowadzi Zaruski aż do 1926 roku, a później jego funkcje pełni Oppenheim. Stałymi członkami byli i są przeważnie przewodnicy-górale. Zasłużoną chwałą pogotowia rozbrzmiewała cała Polska, w gronie bowiem jego członków nie brakowało nigdy ludzi ofiarnych, spieszących w najcięższych warunkach z pomocą ofiarom wypadków górskich. Ratownictwu tatrzańskiemu poświęcił też najlepsze karty swoich pism Zaruski.
     Około 1913 roku następuje i w taternictwie zimowym okres zastoju, któremu tym razem nie mógł przeszkodzić rozwój narciarstwa, wzięło ono już bowiem rozbrat z taternictwem i zwróciło się w Tatrach niemal całkowicie ku narciarstwu zawodniczemu i boiskowemu. Już jednak w tym okresie pojawia się zapowiedź nowego etapu w taternictwie zimowym. Wyraża się ona w odbytym dnia 15 lutego 1914 roku wejściu północną ścianą na Szczyt Mięguszowiecki Czarny. W wejściu tym wzięli m. in. udział Lesiecki, Loria, Oppenheim i Zaruski. Wycieczka ta była odosobnionym wypadem i poruszała się jeszcze w terenie łatwym, ale bądź co bądź styl dotychczasowych wejść został pomyślnie zmieniony. Poza zwiedzaniem żlebów i grani otwarła się przed turystą zimowym nowa kraina: ściany. Ale zdobywanie jej miało się jeszcze opóźnić o lat dziesięć.

 

        Dworzec Towarzystwa Tatrzańskiego, rys. Walery Eljasz Radzikowski
     Wojna światowa w latach 1914-1918 i powojenne powikłania zamieniły zwłaszcza zimowe Tatry w bezludną niemal pustynię. Chociaż narciarstwo przeżywa już od 1920 roku nowy żywiołowy wzrost - czasy związków organizacji narciarskich z taternictwem już minęły i współdziałanie obu kierunków definitywnie się kończy. Dzieje narciarstwa idą odtąd swoją odrębną drogą, zamykają się w tabelach mistrzostw i metrach skoków, a taternik i narciarz stają się pojęciami odmiennymi, zaś związek ich zjawiskiem przebrzmiałym. Cała energia narciarska wyładowuje się w rekordach boiskowych, obcych taternictwu, a turystyce przydatnych chyba pośrednio przez rozbudowę bazy. Około 1924 roku triumf trasy nad przestrzenią wydaje się być w zimie zupełny. Ale właśnie w tym czasie następuje nowe i wszechstronne odrodzenie taternictwa zimowego, spowodowane świeżym dopływem sił ściśle taternickich.
     Początek dają im taternicy skupieni w krakowskiej Sekcji Taternickiej Akademickiego Związku Sportowego, którzy uprawianie taternictwa zimowego stawiają sobie, po raz pierwszy w dziejach taternictwa, za główny cel działalności w górach. Rozpoczyna się wielki szturm na ściany i urwiska zimowe, który inauguruje zdobycie Mięguszowieckiego Szczytu od Czarnego Stawu nad Morskim Okiem przez J. K. Dorawskiego, K. Piotrowskiego i A. Sokołowskiego, 8 kwietnia 1925 roku. "Próba zaatakowania w zimie wielkiej ściany" - nawet latem niełatwej zostaje "uwieńczona powodzeniem" - pisał Piotrowski. Przed taternikami otwiera się świat zimowych Tatr bez żadnych już ograniczeń.
     Zdobywali taternicy coraz nowe granie i ściany, co roku zbierali obfity plon odkrywczych i cennych pod względem sportowym wycieczek, co roku niemal padały nowe rekordy. Już w 1909 roku Kordys i Znamięcki na północnej ścianie Jaworowego Szczytu (II przejście, częściowo nową drogą, 13 sierpnia), a Kulczyński i Świerz na wschodniej ścianie Mnicha (próba I przejścia, 18 sierpnia) osiągnęli wspinacze rekordy, które dopiero w 1927 roku miały zostać pobite. Ale tu był już kres, zatrzymanie się rozwoju, dalsze podwyższanie granicy pokonywanych trudności wymagało już innej techniki niż ta, którą władali ówcześni taternicy. Zaznaczyły się też inne przyczyny, z powodu których taternictwo polskie nie tylko zatrzymało się w rozwoju, lecz zaczęło znowu chylić się do upadku. Jednym sezonem oddzielone od siebie dwa śmiertelne wypadki górskie Karłowicza, oraz Szulakiewicza i Bachledy wywołały w ówczesnym społeczeństwie, nie przygotowanym jeszcze na przyjęcie ideologii sportowej, generalny atak na taternictwo jako na aspołeczną "kapliczkę straceńców". Pod ciężarem zarzutów "Klub Kilimandżaro", który dźwigał już wówczas główną odpowiedzialność za taternictwo polskie, nie załamał się wprawdzie, ale znalazł się w defensywie i odwrocie. Dopływ nowych adeptów do taternictwa ustał niemal całkowicie. Doroczny spis nowych dróg w Tatrach wykazał za rok 1913 zaledwie dwie pozycje i to obie drugorzędne - stan najniższy od wielu lat, cofający wyniki taternictwa polskiego do okresu sprzed założenia S.T.T.T., a nawet do okresu sprzed złotej ery Chałubińskiego. W roku 1914 zdołano wydać do sierpnia zaledwie dwa cieniutkie zeszyty "Taternika".
     Na tę sytuację zwaliła się pierwsza wojna światowa, wypędzająca taterników niemal doszczętnie z gór. Nastał impas, który pierwsze lata powojenne zdawały się jeszcze pogłębiać. "Sekcja Turystyczna stoi dzisiaj wobec zamknięcia ...odkrywczego taternictwa... Jaskrawym dowodem tego faktu jest zupełny niemal brak nowych taterników" - stwierdzał Walery Goetel w 1923 roku. "Dzisiaj w Zakopanem prawdziwy taternik jest dziwolągiem" - pisał w tym samym roku Mieczysław Świerz. On jeden wyruszał jeszcze uparcie po taternicku w Tatry, narażając się na "ironię i bezwzględne dowcipy" otoczenia.
     Lecz ta właśnie osamotniona, uparta działalność nie miała się okazać bezowocna. W latach 1920-1922 przechodzi Świerz reprezentacyjne dla swego taternictwa nowe drogi: na babi Szczyt Wyżni od północy, na Mały Ganek od wschodu, na Lodową Przełęcz Wyżnią z Doliny Czarnej Jaworowej (było to pierwsze dopiero całkowite przejście najtrudniej dostępnej doliny tatrzańskiej - Doliny Śnieżnej), wschodnią ścianę Mięguszowi2ckiego Szczytu, na Żabią Turnię Mięguszowiecką od północy. W parę lat później (w 1926 roku) Zygmunt Klemensiewicz w ciągu dwu dni sierpniowych dokonywa z Wilhelmem Smoluchowskim pierwszego przejścia północnej i południowej ściany Wideł. Sukcesy te stają na poziomie dorównującym najlepszym zdobywcom sprzed 1914 roku, z natury jednak rzeczy mają charakter epilogów. I w istocie, w 1929 roku sportowa działalność taterników sprzed pierwszej wojny światowej definitywnie się kończy. Bilans jej jeszcze przedtem zamykają Chmielowski i Świerz 4-tomowym dziełem "Tatry Wysokie", najlepszym przewodnikiem tatrzańskim przed nie dokończonym do dzisiaj przewodnikiem Witolda Paryskiego.
     Ale oto jakby niespodziewanie znowu szła zmiana, pojawiły się nowe kadry taternickie. W roku 1921 młodzi krakowscy wspinacze bracia Marian i Adam Sokołowscy zdobywają Kozi Wierch północną ścianą, przechodząc jedną z nielicznych jeszcze do owego czasu taternickich dróg nadzwyczaj trudnych. To był jeszcze odosobniony w tej skali sukces młodego pokolenia. Ale w styczniu 1924 roku powstaje Sekcja Taternicka Akademickiego Związku Sportowego w Krakowie, z której szeregów wychodzą już rychło taternicy mający i latem i zimą podwyższyć rekordy sportowe do niewidzianej poprzednio w Tatrach wysokości.
     Stara gwardia znajduje się nagle w otoczeniu młodych, patrzących na nią z szacunkiem, ale z całą bezwzględnością zamierzających przewyższyć pod każdym względem osiągnięcia swoich poprzedników w taternictwie. W dniu 13 sierpnia 1928 roku dwaj młodzi taternicy warszawscy, Wiesław Stanisławski i Justyn Wojsznis, zdobywają zachodnią ścianę Kościelca. W dniu 5 lipca 1929 roku przy próbie powtórzenia tej ściany ginie Mieczysław Świerz, ostatni taternik pokolenia sprzed pierwszej wojny światowej, uprawiający w rywalizacji z "młodymi" taternictwo na najwyższym poziomie trudności. Ale w tymże roku "młodzi" przechodzą już kilkanaście nowych dróg bardzo i nadzwyczaj trudnych. Rozpoczyna się w taternictwie nowy okres, którego ostatnie echa przeżywamy w latach współczesnych i dla którego odpowiednikiem katastrofy na Kościelcu jest, być może, śmierć Wawrzyńca Żuławskiego w serakach Mont Blanc du Tacul dnia 19 sierpnia 1957 roku.
 

                                                                                    Jan Alfred Szczepański


 
Od Redakcji: Tak kończy się początkowa eksploracja Tatr pióra Jana Alfreda Szczepańskiego. O dalszych dziejach Sekcji Turystycznej Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, przemianowanej w latach późniejszych na Klub Wysokogórski dowiemy się z tekstu napisanego przez naszego Członka Honorowego prof. Ryszarda Schramma. Ale to już w następnym Wołaniu.

 strona tytułowa

 spis treści