W przedostatnią sobotę marca, kiedy niespodziewany oddech wiosny kazał się budzić ptakom i zbożom, zapakowaliśmy ze znajomymi samochód i ruszyliśmy na południe gdzie spodziewaliśmy się zastać optymalne warunki do uprawiania białego szaleństwa.
Przejechawszy 800 km znaleźliśmy się kilkadziesiąt km na zachód od austriackiego Villach, w okolicy Hermagoru, gdzie mieliśmy zarezerwowaną kwaterę. Okazało się, żę cały domek jest do naszej dyspozycji a cena noclegu nie jest, jak na Austrię, wygórowana.
Pierwszy dzień na miejscu (niedzielę) spędziliśmy w domu gdyż pogoda nie dawała gwarancji dobrych warunków na stokach. Drugiego dnia (w poniedziałek) mimo chmur i lokalnych mgieł wyjechaliśmy kolejką gondolową i zaczęliśmy eksplorować trasy narciarskie.
Kolejne dni upływały na jeżdżeniu, poznawaniu nowych rejonów ośrodka Nassfeld, zachwycaniu się różnorodnością tras i wygodą kolejek. Najdłuższą koleją gondolową jechało się prawie 20 minut w górę a najdłuższa trasa liczyła około 8 km. Rzecz polegała na uważnym wykorzystywaniu energii pola grawitacyjnego Ziemi i przekształcaniu jej (rolę moderatora pełniła energia tracona na tarcie, zwane w języku narciarskim krawędziowaniem lub kantowaniem) w energię kinetyczną narciarza.
W ostatnie dwa dni trasy wyglądały dzięki słonecznej pogodzie bardzo plastycznie a dzień przed wyjazdem nagrodził naszą wytrwałość kapitalną panoramą Alp, począwszy od Grossglocknera a skończywszy na włoskich Dolomitach.
Wreszcie, po 7 dniach pobytu ruszyliśmy w podróż powrotną w sobotę o 21 by w niedzielę rano, dzięki bezpiecznej jeździe kolegi Marcina (nie Doktorka), znaleźć się w Oświęcimiu. Tuż przed celem powitał nas piękny, już w pełni wiosenny wschód Słońca nad mgłą z oddających swe wczorajsze ciepło stawów za Wilamowicami.
Ania i Doktorek