Jubileuszowa, dziesiąta edycja rajdu, organizowanego przez oświęcimskie Koło Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego miała wyjątkową rangę, bowiem w dniach 11-13 października 2024 r. gościliśmy w Tatrach Wysokich z noclegami w dwóch tatrzańskich schroniskach: na Hali Gąsienicowej i w Dolinie Pięciu Stawów Polskich.
Piątkowa pogoda nie nastrajała optymistycznie. Około godz. 13, kiedy ustąpił deszcz, większość 17-osobowej grupy uczestników rajdu wystartowała z Brzezin Doliną Suchej Wody. Podczas gdy maszerowaliśmy na Wielki Kopieniec, spowity we mgle, nasz kolega Jacek sprawdzał warunki na szlaku po obu stronach przełęczy Krzyżne, na którą mieliśmy wspiąć się następnego dnia.
Tatrzańskie percie udało się nam zobaczyć dopiero w drodze do schroniska Murowaniec, gdy odsłoniło się otoczenie Doliny Czarnej Gąsienicowej. Zmierzch zapadający w Tatrach zgromadził nas wszystkich w gwarnym schronisku (bardzo miłym zaskoczeniem były komfortowe łazienki). Przy wspólnym stole na zakończenie dnia cieszyliśmy się, że jesteśmy razem w górach.
Nazajutrz rano mgła zasnuwała piętra tatrzańskie od kosodrzewiny po turnie. Po śniadaniu pożegnaliśmy się z Murowańcem i z całym dobytkiem na plecach prawie wszyscy ruszyliśmy w kierunku przełęczy Krzyżne. Dwoje spośród nas zdecydowało o wyborze kierunku na przełęcz Zawrat. Przy Czerwonym Stawie w dolinie Pańszczyca zatrzymaliśmy się na posiłek. Wokół nadal panowała mgła i szarość, więc i stawek miał bury kolor.
W wyższych partiach Tatr Wysokich zaczyna się powoli niebezpieczny okres przejściowy, charakteryzujący się niewielką ilością śniegu i oblodzonymi skałami. Lekki przedsmak takich warunków mogliśmy odczuć w końcowym, stromym fragmencie podejścia na Krzyżne od północy na śliskich stopniach, pokrytych cienką warstewką śniegu. Była adrenalina, wzmożona czujność i koncentracja. Nieocenione okazało się mentalne wsparcie naszych bardziej doświadczonych taterników i pomoc okazywana podczas pokonywania trudniejszych fragmentów drogi.
O tym, jak bardzo warto było się trudzić przekonaliśmy się wówczas, gdy na przełęczy otwarło się okno pogodowe i ponad warstwą chmur ukazała się panorama Tatr Wysokich od Lodowego po Krywań. Zaległa cisza, bo wobec majestatu piękna słowa są niepotrzebne. Tylko aparaty fotograficzne pracowały ze zdwojoną siłą, utrwalając piękno chwili, choć żadne ze zdjęć nie jest w stanie oddać emocji z tą chwilą związanych.
Zejście do Doliny Pięciu Stawów Polskich, długie i strome, często po skałach, na szczęście było wolne od lodu i śniegu, ale również nie należało do łatwych, choćby ze względu na większe i cięższe niż zwykle garby, które nieśliśmy na plecach. O trudach zejścia zapominaliśmy jednak w obliczu spektaklu, który zgotowała nam aura, przystając w zachwycie nad najpiękniejszym górskim krajobrazem w Polsce.
W godzinach przedwieczornych wszyscy bezpiecznie zameldowaliśmy się w ciepłym i jak zwykle pełnym turystów schronisku. Po wieczornym posiłku, zanim dzień się zakończył „zzipowaliśmy się” w 10-osobowym pokoju, aby w konkursie z nagrodami sprawdzić i rozszerzyć swoją wiedzę o Tatrach. Pomimo fizycznego zmęczenia większość uczestników stanęła w szranki rywalizacji. Największe szczęście do pytań miały panie: Ania, Edyta I Agnieszka. Dogrywka zadecydowała o zwycięstwie Ani. Rozpoczynająca się cisza nocna nakazała jednak stłumić burzę oklasków.
W niedzielę rano, gdy ustawialiśmy się do pamiątkowego zdjęcia przy schronisku, chłodny wiatr dmuchał nad Przednim Stawem. Wkrótce jednak słońce rozświetliło Buczynowe Turnie, więc kiedy schodziliśmy czarnym szlakiem do dna Doliny Roztoki, mogliśmy obserwować doskonale widoczny przebieg naszej trasy z poprzedniego dnia. Szum wody towarzyszył nam aż do Wodogrzmotów Mickiewicza.
Z drogi do Palenicy Białczańskiej odbiliśmy w kierunku Rusinowej Polany.
Stamtąd zeszliśmy do kaplicy Matki Bożej Jaworzyńskiej na Wiktorówkach, aby uczestniczyć we mszy św. w intencji patrona rajdu śp. Czesława Klimczyka w 10 rocznicę śmierci oraz w intencji naszego kolegi śp. Daniela Kulaka, który zginął na Orlej Perci w czerwcu tego roku.
Niebo nad Tatrami zachmurzyło się i zaczął padać deszcz, kiedy stopniowo żegnaliśmy się z sobą, zmierzając różnymi drogami do samochodów.
– Nie chciało mi się jechać, teraz nie chce mi się wracać – powiedział na koniec Damian.
Dziękuję wszystkim uczestnikom rajdu za optymizm, uśmiech i przyjazną atmosferę, a Tatrom dziękuję za to, że są.
Małgorzata Dindorf