Kolejny raz zimą pod namiotem w południowo – wschodniej Polsce, dokładnie w Beskidzie Niskim, w okolicach Jaślisk, czyli w miejscu, które zawsze mnie ciekawiło w drodze do lub z Bieszczadów. Tym razem w małej, trzyosobowej grupie: Jacek, Karol i ja. Typowy krajobraz Beskidu Niskiego: szerokie, rozległe doliny, w dużej mierze pokryte łąkami, a dopiero w oddali szczyty gór wydające się dość niskie, choć w rzeczywistości tak nie jest.
Rozpoczęliśmy nieopodal Przełęczy Dukielskiej, dokładniej na polu biwakowym Lasów Państwowych w przysiółku Stasiane, w dolinie rzeki Jasiołka.
Najpierw podążyliśmy zielonym szlakiem, później ścieżką dydaktyczną znaczoną żółtymi znakami do granicy państwa nieopodal szczytu Kamień. Po drodze przekroczyliśmy dolinę rzeki Biełcza, którędy prowadził Trakt Węgierski. Już na granicy szlak biegnie pomiędzy cmentarzami z pierwszej wojny światowej. Rozsiane są one po obu stronach granicy, świadcząc o ogromie ofiar tamtego konfliktu. Po drodze mijaliśmy kolejne cmentarze, tym razem z drugiej wojny światowej i okresu bezpośrednio po jej zakończeniu. W dolinie, blisko źródeł rzeki Jasiołki minęliśmy cmentarz Żołnierzy Radzieckich, Pomnik Kurierów AK, a na koniec dnia Pomnik Wopistów, poległych w 1946 roku w walkach z UPA. Niestety następny dzień (24.02.2022) przywitał nas informacją o kolejnej wojnie.
Po nocy spędzonej w schronie turystycznym ruszyliśmy dalej. Najpierw do granicy państwa, następnie ze szczytu Kanasiówka w dół, aby przeciąć drogę 897 we wsi Czystogarb i nieznakowanymi drogami dotrzeć do głównego szlaku beskidzkiego. Dzień mijał szybko, a szło nam się dobrze. Po drodze zatrzymaliśmy się na dobrą kawę w chatce studenckiej, a później poszliśmy szybko na Tokarnię, gdzie tym razem już pod namiotem spędziliśmy kolejną noc. Spaliśmy wysoko, bo tylko tam był śnieg, dzięki czemu uniknęliśmy rozbijania namiotu w błocie.
Kolejny dzień przywitał nas lekkim mrozem i ładnymi widokami na Pogórze Bukowskie. Dwie godzinki szliśmy głównym szlakiem beskidzkim, a następnie już tylko drogami i ścieżkami leśnymi bez znakowanych szlaków. Jeszcze przed Puławami skręciliśmy w las, w dół do doliny Wisłoka, a następnie na Putyskę, Jawornik i Banię Szklarską. Z tej ostatniej roztaczał się ładny dookolny widok. Gdyby było cieplej to pewnie spędzilibyśmy w tym miejscu więcej czasu. Już zbliżał się wieczór, więc trzeba było myśleć o noclegu. Szybko przeszliśmy przez przełęcz Szklarską i odsłoniętym grzbietem dotarliśmy do Kamieńska. Znaleźliśmy tam płat śniegu, na którym rozbiliśmy namioty i zachwycaliśmy się pięknym zachodem słońca nad górami. Jednak najładniejszy widok był rano, kiedy to ukazały nam się Tatry, a na ich tle Busov. Tym pięknym widokiem rozpoczęliśmy kolejny, już ostatni dzień. Przez Abramów dotarliśmy do ścieżki prowadzącej na Piotrusia (ostatni szczyt na naszej trasie). W ten sposób wróciliśmy do punktu wyjścia. O cały dzień szybciej niż planowaliśmy, co oznacza, że maszerowaliśmy szybkim tempem. Tak, wysiłek fizyczny był dość znaczny, ale osobiście niestety myślami byłem większość czasu przy wojnie. Tak to jeden „człowiek” potrafi pogrążyć w smutku wojny miliony ludzi.
Takie to było wędrowanie, z jednej strony przyjemne, a z drugiej nie dające odpoczynku ze względu na trwającą za naszą wschodnią granicą wojnę.
Adam