Po wielu tygodniach umawiania i oczekiwania, nadeszła chwila kolejnego wyjazdu poza Kraków na więcej niż 1 dzień. Dzięki zaproszeniu Ks. Szczepana Gacka z parafii w Gliczarowie, wieloletniego członka-założyciela nowo odrodzonego Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, wybór był oczywisty.
Oprócz Księdza, z dawnej gwardii jechała także Basia Morawska-Nowak oraz Czesław Klimczyk z Koła w Oświęcimiu. Dzięki przebywaniu z tymi ludźmi „młodzież“ chłonęła atmosferę opowieści Seniorów na szereg tematów, z których tylko jednym była historia Towarzystwa po 1981 roku.
Program był zapewniony przez Księdza i naszą obecność: kulig na wozach po przepięknym, niezagospodarowanym jeszcze ramieniu górskim należącym do Gliczarowa (każdy wóz ciągnięty przez 2 konie i zawiadywany przez wozaków), znakomite posiłki, w międzyczasie herbatki (które przechodziły najczęściej w dłuższe posiady połączone z gawędą i snuciem refleksji), spacery, wycieczka do przełomu Białki, narty (w tym celowała Asia, Paweł, Marzenka i Mama Pawła), Msza święta…
Można rzec, że wszyscy coś wnosili do tego wyjazdu – jedni gawędzili a inni słuchali, pytali i zaspokajali ciekawość „dawnego“ świata, Ksiądz opowiadał jak żyje się na „góralskiej“ parafii i jak spowodował że wierni go słuchają, usłyszeliśmy co nieco o jego przygodach szpitalnych i wrażeniu jakie zrobił na personelu medycznym fakt że Księdza Szczepana w krótkim czasie odwiedziło kilku Kardynałów, słowem barwna, przetkana głęboką refleksją, opowieść o byciu duszpasterzem.
Otrzymaliśmy także od Księdza jego wydawnictwa – przewodniczek, modlitewnik i śpiewnik kolęd (autorstwa Ks. Bogusława Zemana SSP). Skłoniło nas to do zaśpiewania kikunastu kolęd także „z głowy“, choć co niektórzy wspierali się pamięcią zewnętrzną w postaci komórek. Rozmowy i przebywanie w (dosłownie i w sensie duchowym) mocno nagrzanej salce herbacianej przeciągnęły się do północy.
Warto też wspomnieć, że co prawda nie przyjechała „miłość“ Januszka i Rysia – Antosia (z powodu przeziębienia) to jednak jej Tato, Michał, przywiózł inną Tosię – Sebestę – wieloletniego członka oddziału i działacza naszego Towarzystwa, która włączy się bardziej w naszą obecną działalność. Żona Michała, Bernadetka została z chorą (małą) Tosią a Michał co prawda musiał wracać bez nocowania do Myślenic, ale chwała Im że przybyli. Wierzymy że na kolejnym spotkaniu, podobnie jak w Roztoce, zagra gitara i to niejedna.
Po odpoczynku przyszedł czas powrotu do domów, Ksiądz jeszcze ugościł nas obiadem i pożegnalną herbatką i wszyscy pomalutku zaczęliśmy myśleć o pakowaniu się i podróży powrotnej. Dzięki Michałowi, mieliśmy świeże informacje o intensywności ruchu wzdłuż Zakopianki i dojechaliśmy sprawnie, bo w 1.5 godziny, do swoich siedzib w Krakowie. Także Ania z Bożenką i Czesławem dotarli szczęśliwie do Oświęcimia i ufamy, że i u nich w Kole pójdzie chyr o tym iż „z PTT Kraków warto jeździć“.
Czy słowa o tworzeniu czegoś wspólnego są daremne? Wydaje się, że trzeba zachowywać ducha i cieszyć się każdą chwilą jaką niesie przebywanie we wspólnocie. To chyba jedna z niewielu rzeczy mogących stanowić antidotum na silną indywidualizację życia jaka jest obecnie lansowana w mediach. Wszystko mi wolno, nie ma żadnych ograniczeń, człowiek jest „sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem“. Czy to aby na pewno droga do szczęścia? Mówią, że kto chodzi na skróty musi mieć dobre buty i dużo czasu.
Dzięki, Księże Szczepanie, za Mszę i gościnę i odwzajemnimy się modlitwą!
Doktorek