Pierwsza wiadomość jest trochę kosmiczna: na Jowiszu odnotowano zorze i temperatury atmosfery o 400 stopni wyższe niż się spodziewano – około 700 stopni Celsjusza. Nowe obserwacje starym Hubble’m (nie mówiąc już o JWST – James Webb Space Telescope – patrz obok) potwierdzają ale jeszcze nie rozwiązują problemu niedoboru energii słonecznej na Jowiszu i pozostałych planetach olbrzymach. Problem ten polega na tym, że gazowe olbrzymy są dużo dalej od Słońca niż Ziemia a nie są wcale takie zimne (jak nam się wydawało, że powinny).
Prócz zórz występują tam jeszcze fale upałów o rozmiarach 10-krotnie większych niż Ziemia. Propagują się one na Jowiszu z zawrotną prędkością tysięcy km na godzinę, czego dowodzą sekwencje zdjęć o słabszej rozdzielczości (takich jak to z Hubble Space Telescope, z widoczną pikselizacją), nałożone na fragment optycznego ujęcia z Hubble’a jaki zwykliśmy od 30 lat oglądać w popularnych książkach z astronomii.
Jeśli już jesteśmy przy falach upałów (ang. heatwaves) to niepokoi wieść o rosnących temperaturach w górach świata. Wszędzie (także na Antarktydzie i w Arktyce) lodowce topnieją i do tego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Na Mount Evereście notuje się temperatury powyżej zera a niedawna (z 3 lipca br.) tragedia na w masywie Marmolady (wskutek oberwania się części lodowca zginęło 7 osób a dalszych kilkanaście uznano za zaginione) jest bezpośrednim następstwem globalnych zmian klimatu.
To link do strony z dosyć poruszającym obrazem schodzącej lawiny w Kirgistanie (za instagramowym kontem Harry’ego Shimmin’a). A na rysunku niżej pokazana jest fala rekordowych upałów obejmująca sporą część półkuli Ziemi.
Chcemy tego czy nie, klimat Ziemi ulega zmianie. Ponieważ rozumowanie dowodzące antropogenicznego charakteru tych zmian jest dość długie, ludzie sobie je lekceważą i przedstawiają inne hipotezy odnośnie przyczyn tych zjawisk (zazwyczaj jeszcze słabiej udokumentowane).
Na koniec informacja o wybuchu wulkanu Hunga Tonga–Hunga Ha’apai na południowym Pacyfiku. Po erupcji (będącej największą od czasu wybuchu wulkanu Krakatau w 1883 roku w Indonezji) zaobserwowano będące od 85 lat hipotezą teoretyków fluktuacje ciśnienia atmosferycznego, rozchodzące się z prędkością dźwięku po całym globie. Dwa mody tych fal były nazwane falami Lamba i Pekerisa (od nazwisk teoretyków, którzy przewidzieli w XX wieku ich istnienie).
Za materiał obserwacyjny posłużyły dane sateliterne i gęsta sieć pomiarów ciśnienia, zaś wyniki uzyskano drogą porównania teoretycznego i obserwowanego rozkładu ciśnień na Pacyfiku poprzez symulację komputerową. Głównym autorem pracy (i symulacji) jest Shingo Watanabe z JAMSTEC Research Center for Environmental Modeling. Drugim autorem pracy jest Takatoshi Sakazaki z Graduate School of Science of Kyoto University, który wykazał w ciągach pomiarowych po wybuchu obecność globalnych oscylacji ciśnienia o okresach od godzin do dni.
Widać, że astronomia splata się z meteorologią w niezwykły sposób: przez satelity i ich działanie oraz przez prognozy pogody dla planet Układu Słonecznego (np. Jowisza). To, co dla astronomów jest wadą (nieprzepuszczalność ziemskiej atmosfery dla wielu zakresów fal), meteorologowie wykorzystują w celu obrazowania atmosfery z Kosmosu, przy pomocy satelitów geostacjonarnych lub okołobiegunowych. Nie chce się wierzyć, ale z satelity, z odległości setek i tysięcy kilometrów można rozróżnić np. mgłę od niskiego, kilkudziesięciometrowej wysokości stratusa (chmury). A to dopiero początek – do użycia wchodzi kolejna generacja satelitów meteorologicznych.
Do zobaczenia na szlaku!
Doktorek
PS. Przygotowano na podstawie materiałów „AMS News You Can Use”, stron „NASA Picture of the Day”, „NASA James Webb Space Telescope” i „Co Słychać” nru 8/2022.