W ostatni weekend listopada kolejny już raz odbyły się Andrzejki Koła PTT z Oświęcimia i Oddziału z Krakowa, spędzone na wspólnej wędrówce, tym razem po Beskidzie Małym oraz biesiadzie w klimatycznej chacie na Potrójnej. Wyjazd, zarówno z Oświęcimia, jak i z Krakowa nastąpił około godziny 8:00 tak, by obie ekipy mogły spotkać się w tym samym czasie na parkingu na Przełęczy Kocierskiej, skąd przed 10:00 ruszyliśmy szlakiem czerwonym na Potrójną. Tam, zostawiwszy zbędny balast, wyruszyliśmy w stronę Łamanej Skały i Leskowca. Pogoda dopisała iście wiosenna jak na tę porę roku. Przyjemnie szło się w słońcu i ciepłym wietrze. Kto był przygotowany na bardziej zimowe warunki, zrzucał co cieplejsze rzeczy. Po drodze mijaliśmy m. in. wyciąg i ośrodek narciarski „Czarny Groń” oraz rezerwat przyrody „Madohora”. Szlak w dużej mierze prowadził lasem, a im bliżej Leskowca, otwartym lub pół otwartym terenem z widokami na okoliczne szczyty Beskidu Małego i położone w dole u ich stóp miejscowości, które to widoki podziwialiśmy ciesząc się panującą aurą.
Najpiękniejszy i najbardziej rozległy widok czekał nas na samym Leskowcu, z którego rozciąga się piękna, rozległa panorama na kolejne pasma górskie. Tutaj odpoczęliśmy nieco dłużej posilając się i popijając ciepłą herbatę z termosu oraz oglądając widoki, a niektórzy pokusili się o podejście 10 minut dalej do schroniska PTTK na Leskowcu na apetyczną zupę lub inne co nieco. Niektórych spośród nas, jak sami później przyznali, to właśnie myśl o zupie motywowała do dalszej wędrówki. Część ekipy postanowiła wracać, by zdążyć przed zmrokiem, jako że dzień w listopadzie już krótki, a ci, którzy zmarzli na Leskowcu, bo po zajściu słońca już nie było tak ciepło, dołączyli do tych w schronisku. W drogę powrotną na Potrójną ruszyliśmy po 15:00, a ponieważ szybko zaczęło się ściemniać, zwłaszcza w zalesionej części terenu, czołówki okazały się nieodzowne, między innymi po to, by omijać rozlegle kałuże i błota po ostatnich deszczach. Humory dopisywały, a nad głowami pięknie świeciły gwiazdy. Natomiast w chacie czekał już przepyszny bigos, sałatka i ciasto. A jako, że to Andrzejki, było śpiewogranie z gitarą i skrzypcami i gromkim śpiewem, było lanie wosku oraz konkurs wiedzy o Tatrach i śmiechu co niemiara. W kominku buzował ogień, a za oknem powoli robiła się zima i tak nowy dzień przywitał nas w zupełnie odmiennej aurze.
Pospawszy nieco dłużej zwłaszcza, że wieczór był długi, spędziliśmy jeszcze dopołudnie w chacie na rozmowach i śpiewie. Można było skosztować świeżutkich drożdżówek z serem w wykonaniu naszych gospodarzy i krowiego mleka od krów, które dzień wcześniej spotkaliśmy pasące się nieopodal. Około południa ruszyliśmy w śniegu i wietrze, jakże już innym od sobotniego, w drogę powrotną na Przełęcz Kocierską. Stamtąd z parkingu przy karczmie każdy w swoją stronę, mając nadzieję na kolejne wspólne wyprawy i spotkania. Na pewno tu jeszcze wrócimy, a przynajmniej ja bardzo bym chciała.
E.K.