
Nasza grupa przy Zapytajniku
Stoję pod skalną ścianą z liną przywiązaną do uprzęży, zamocowaną gdzieś tam w górze kilkanaście metrów nade mną. Nie, nie jestem skazańcem, tylko chcę sprawdzić, ile jest we mnie z pająka, potrafiącego pokonać pionowe gładzizny. Niewiele. Wciąż się uczę. Po kilku metrach wznoszenia się w górę mięśnie rąk twardnieją. Szukam stopni i chwytów. Cały mój świat zamyka się teraz w najbliższych dwóch metrach kwadratowych skały. Rośnie poziom adrenaliny, pomimo tego, że partner wspinaczkowy i lina daje poczucie bezpieczeństwa. Oddech przyspiesza, czuję, że z emocji zaschło mi w gardle. Nagle zauważam ruch na skale. To mała szara ropucha. Co u licha ta żaba – alpinistka tu robi? I to bez asekuracji! Odprężam się przez chwilę. Teraz byle szybciej i wyżej, bo mięśnie są coraz słabsze. Wreszcie koniec drogi. Ulga i satysfakcja. Głęboko oddycham. Czuję zmęczenie, chociaż to było tylko kilkanaście metrów drogi. Czytaj dalej →